Jej ogródek, to kolejna, szósta już część z naszej dwuznacznej serii Owoce pożądania. Sięgnęłam po nią w momencie, kiedy poprzednia czytana książka sprawiła, że miałam ochotę walić głową w ścianę, tyle było w niej niedorzeczności. Chciałam czegoś, co mnie rozbawi. I dostałam to! Chociaż to co się tutaj dzieje, momentami również wydaje się bezsensowne i głupawe, śmiałam się co kilka stron. Mimo wszystko, tutaj było to, przynajmniej dla mnie, zabawne. Niedorzeczne, ale śmieszne. Sporo dwuznaczności, zresztą, co się dziwić, kiedy główna bohaterka, mając wyrzeźbić pingwina i bałwana w krzewie, wyrzeźbiła, ekhem, no trochę coś innego. Trochę jej nie wyszło. Albo może właśnie weszło, znaczy wyszło!
Wyszło-nie wyszło, Nell czego się chwyci, zazwyczaj to psuje, mimo wszystko wciąż goni za marzeniami i się nie poddaje. I czasem kiedy myślimy, że znów daliśmy dupy (bez podtekstów tym razem!), okazuje się, że jeśli spojrzeć na to z innej strony, można to obrócić w sukces.
Gościnnie mamy tu całkiem sporo Williama, który tym razem również nawet mnie bawił.
Podsumowując, lektura idealna na wieczór, na poprawę humoru, ale trzeba wziąć pod uwagę, że fabuła jest nieco głupawa ;) Dla jednych będzie żenua, dla mnie było z cyklu "mnie śmieszy". Dostałam to, czego akurat potrzebowałam.