W książce wszystko zagrało: ciekawa intryga, przybijająca atmosfera, a także główny bohater. Erlendur Sveinsson da się lubić i choć jest trochę zmęczony życiem, to jednak nie jest typowym gliną z kryminału – nie prowadzi śledztwa w oparach alkoholu, nie ćpa (czego nie można powiedzieć o jego córce), nie jest też policyjnym cwaniakiem.
Wielkim plusem jest też rozwiązanie zagadki kryminalnej – nie jest nienaturalnie zagmatwane, a za to – jak dla mnie – prawdopodobne i ściśle związane z opowiedzianą historią.
Wszystko powyższe skutkuje tym, że chętnie poznam inne tomy z serii.