Kiedy wpadła mi w oko i ręce książka Arnaldura Indriðasona o tytule '' Głos '' , gdzieś w mojej pamięci odezwał się dzwoneczek . Okazało się że ja już coś tego autora czytałam i nawet mi się podobało . Z wielką ochotą więc zabrałam się za '' Głos '' . Tym razem komisarz Erlendur zostaje wezwany do hotelu , gdzie ktoś zamordował portiera , który jednocześnie był '' złotą rączką '' , a w święta '' robił '' nawet za Świętego Mikołaja , na choinkowej zabawie dla dzieci pracowników hotelu . Właśnie w stroju tegoż świętego , chociaż ze spuszczonymi spodniami zastaje komisarz zwłoki portiera . Pokój , a raczej klitka , niemal składzik w której mieszkał zamordowany nie nosi żadnych śladów życia osobistego , żadnych zdjęć , rodzinnych pamiątek , bibelotów . Jedyny ocieplający tę ponurą norę przedmiot , to plakat Shirley Temple z filmu '' Mała księżniczka '' . Kto i dlaczego zabił hotelowego portiera ? Tę właśnie zagadkę musi rozwiązać śledczy . Ponieważ w domu nikt na niego nie czeka , a świąteczna atmosfera nie nastraja do siedzenia samemu w mieszkaniu , Erlendur postanawia na czas śledztwa zamieszkać w hotelu . Bardzo mi się podobała ta książka i zapewne jeszcze nie raz sięgnę po książki tego autora . Lubię to powolne śledztwo , kiedy trzeba uważać na każde słowo i każdy element , bo wszystko ma znaczenie . Dodatkowo jakby w tle uczestniczymy też w innej sprawie dotyczącej przemocy domowej , z której wynika że nie zawsze wszystko jest takie na jakie wygląda i czasem nawet dobry...