Autorka spędziła w Japonii dwa lata, wszystko bacznie obserwowała, a potem pięknie opisała w „Japońskim wachlarzu". Ja spędziłam w Japonii 10 dni, wszystko bacznie obserwowałam, a potem pięknie przeczytałam „Japoński wachlarz”. Niestety dopiero po powrocie. Żałuję, że nie odkryłam tej książki przed podróżą, bo dostrzegłabym jeszcze więcej szczegółów, na które autorka zwraca uwagę. Nie zajrzałam na przykład do soaplandu, sądząc że to drogeria, a nie salon kąpielowy dla steranych po całym dniu pracy Japończyków. Rzuciłabym też okiem na japoński wynalazek love hotels, a mijałam je obojętnie sądząc, że to domy publiczne. Nie poszłam do muzeum zupy miso, do największego parku przebieranek w sobotę, nie poszukałam automatu z damskimi używanymi majtkami, przegapiłam kilka potraw i mnóstwo niuansów. Za to powrocie i spóźnionej lekturze zrozumiałam czemu w księgarni ekspedient zrobił mi papierową okładkę do kupionej książki, czemu najczęściej rozdawanym gadżetem reklamowym są chusteczki higieniczne, skąd na ulicach tyle lolitek jak z żurnala, czemu tak mało cosplayerek na Harajuku, a w piątek wieczorem zatrzęsienie nietrzeźwych Japończyków usiłujących trzymać fason.
Ależ to dziwny i unikatowy kraj ta Japonia. To nie żadna Azja, ani jeden z krajów Dalekiego Wschodu, to prawdziwy kosmos. Ludzie i zjawiska jakby z innej galaktyki. Wszystko zupełnie inaczej, obco, niezwykle, ale fascynująco. Dla nas kraj dziwaczny i niezrozumiały, a dzięki Joannie Bator choć trochę oswojony....