Jak na siódmy już tom pomieszanej serii o przygodach Mordimera czuję się wyjątkowo dobrze w tym świecie.
Dwa długie opowiadania (w porównaniu z tymi z pierwszych czterech tomów) zaskakują konstrukcją fabuły i naprawdę ciekawią.
Przy Dotyku zła w pewnym momencie, gdzieś po środku dało się wyczuć, kto tak naprawdę stoi za dziwnymi zachowaniami miejscowych mężczyzn, ale początkowo siatka tropów jest szeroka. Sama opowieść mocno mroczna, duszna, ciężka. Koniec zaskakuje, zwłaszcza, że i Mordimer dłuższą chwilę zastanawia się co uczynić, przez to i czytelnik zostaje zmylony.
Drugie opowiadanie Mleko i miód dużo lżejsze, ale znów nie pozbawione emocji. Choć humor i ironia nie odstępują jak widać Piekary, to w tej opowieści znaleźć można wiele życiowych prawd, nieco romantyzmu nawet, a jakże. Pod względem zainteresowania trzyma poziom Dotyku zła, ale jeśli chodzi o wyjaśnienie tajemnicy wioski Herzelei to nie jest to szczyt pisarskiej wyżyny, nieco naciągane i przekombinowane, a ja spodziewałam się raczej prostego wyjaśnienia. Nie za każdym tajemniczym śledztwem Madderdina stoi czarownica, czarownik, demon czy inne zło, ale do tej pory jakoś Piekara sprytnie wychodził z każdej opowieści. Brzmiało to logicznie, jak tylko logicznie może być w tym uniwersum. W Mleko i miód koniec był zbyt patetyczny, choć niewątpliwie też smutny.