Jak do tej pory moim skromnym zdaniem najlepsza część cyklu.
Tym razem Mordimer razem z towarzyszami z oddziału Świętego Officjum, w którym służy, otrzymują informacje o heretyckim spisku. Na rzekomym miejscu kultu szatana ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu nie zastają sabatu, a dogorywające w płomieniach stosu ciało biskupa. Rozpoczynają śledztwo, które prowadzi do zakonu sióstr adelanek, a w którym tropy początkowo urywają się. Madderdin jest jednak nieustępliwy, i dzięki jego wrodzonej ciekawości, oraz żarliwej wierze na jaw wychodza makabryczne fakty.
Polubiłam pisarstwo Piekary za humor i ironię. Jest jednak kolejny powód do sympatii dla niego, mianowicie bardzo dobrze sprecyzowane okoliczności w jakich stawia całe duchowieństwo. W trakcie czytania nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że brak akceptacji dla zachowania kleru, mają swój początek w czasie współczesnym. Wszelkie przywary, ciągoty, plugastwa Piekara pieczołowicie przypisuje duchownym. W jego świecie są oni źli i zepsuci do szpiku kości. A stawia ich tylko oczko niżej niż heretyckie zapędy.
Bicz boży jest tym razem pełnowymiarową powieścią, gdzie mamy jeden główny wątek, i wiele takich, które się z nim łączą. Jest o wiele bardziej brutalnie niż zwykle. Opisy, choć soczyste, są tak prawdę mówiąc obrzydliwe, ale to zaleta. Niewątpliwie jest to atut, obrazowe przedstawienie ciężko okaleczonych zwłok, bezczelności wobec kobiet i mężczyzn, ogromną moc perswazji, która Piekara świetnie tchnął w Mordimera. ...