Clifford D. Simak pisząc "Imperium" był już uznanym autorem opowiadań. Redaktorzy pism, w których je publikował, naciskali go, by napisał powieść, najlepiej space operę.
Simak wreszcie się zgodził, ale zamiast pełnokrwistej space opery napisał pastisz gatunku, który stworzył słynny E.E. "Doc" Smith.
Mamy więc międzyplanetarne zmagania, czarny charakter, dwóch wynalazców, którzy co chwila tworzą nieprawdopodobne urządzenia i wynalazki, a każdy o epokowym znaczeniu dla ludzkości. Czyta się to niezwykle lekko, bo ironia Simaka jest subtelna i inteligentna, okraszona nostalgią za gatunkiem, z którego wyrosła nowoczena science fiction.