Do naszych półek puka już świeżutka i pachnąca nowością "Ballada ptaków i węży", a tymczasem ja powracam myślami do wstępnie zapowiadanej trzeciej i kończącej historię Katniss i Igrzysk Śmierci pozycję. Ciekawa jednocześnie jestem, jak autorka wybrnie z tego w najnowszej książce...
Tytułowy Kosogłos to znana czytelnikowi dobrze z wcześniejszych części Katniss, która godzi się zostać przysłowiową twarzą rebelii. Szykuje się ostateczna batalia z zatwardziałym Kapitolem i co ciekawe (a chyba nawet lepiej) - tym razem Collins nie sięga po motyw typowych Igrzysk, jak to było czynione we wcześniejszych częściach.
"Kosogłos" choć nie odstaje zbytnio od dwóch pierwszych części pod względem obszernej fabuły, wielu zaskakujących wydarzeń i szybkiego tempa akcji w moim odczuciu wypada najsłabiej. Przede wszytkim dotychczas w moich oczach Katniss jawiła się jako postać idealna, a tutaj mają miejsce sytuacje i słowa, które burzą ten nieskazitelny obraz. Wątek miłosny nie wysuwa się na pierwszy plan, a jest tłem i chwilą na nabranie oddechu wobec tragicznych wydarzeń.
W "Kosogłosie" wojna i konflikt grają pierwsze skrzypce, a jak to bywa podczas konfliktów, to ci najbardziej bezbronni i niewinni cierpią i giną. Niesprawiedliwa ofiara boli tym bardziej, gdy palce maczają w przelewie krwi najbliżsi.