To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Lisy Jewell i teraz rozumiem już dlaczego wszyscy czekali na tę powieść. W tym thrillerze było dokładnie to, co najbardziej cenię - spójna fabuła, ciekawa intryga, umiejętnie stopniowane napięcie... styl autorki sprawia, że ciężko się oderwać od lektury, przewracanie kolejnych kartek jest bardzo przyjemną koniecznością. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie zakończenie, w którym czegoś mi zabrakło.
Opis sugeruje, że będzie to historia Libby, a raczej jej przeszłości, którą wraz z nią będziemy odkrywać. Jednak już na pierwszych stronach czeka nas przyjemna niespodzianka - druga perspektywa. Lucy, kobieta żyjąca we Francji na skraju ubóstwa wraz z córką i synem oraz psem. Co może mieć wspólnego z młodą Angielką, która w dniu dwudziestych piątych urodzin dziedziczy ogromny dom? Dom, którego pełnoprawnym właścicielem powinien być Henry - tak, jego perspektywę też możemy poznać.
Narracja to siła tej powieści. Jest dostosowana do wieku i doświadczeń każdej z trzech postaci. Aktualne wydarzenia są relacjonowane w formie trzecioosobowej, a historię domu w Chelsea opowiada nam Henry w pierwszej osobie. Dzięki temu ta książka żyje - zabieg wydaje się prosty, ale jego wykonanie jest zwyczajnie genialne. Jeżeli dołożymy do tego krótkie rozdziały i fakt, że są ułożone w stałej kolejności (Libby, Lucy, Henry), to mamy strukturę, która dla mnie jest gwarancją doskonałej lektury.
I rzeczywiście strony uciekają sam...