TRUP TO ZA MAŁO
Nina Majewska-Brown wystawia cierpliwość czytelnika na ciężką próbę.
Niektórym pisarzom wydaje się, że jeśli rzucą trupa w pierwszej scenie, to tym prostym zabiegiem czytelnik już na zawsze zostanie złapany i dalej nie ma po co się wysilać, żeby utrzymać jego uwagę, bo przecież jakoś to będzie. Dobrnęłam do połowy książki (kiedy wreszcie coś zaczęło się dziać) tylko dlatego, że powieść obyczajowa, którą autorka starała się zatuszować rzeczonym trupem w prologu zaczęła się dość obiecująco rozwijać. Wiarogodnie opisany konflikt matki i nastoletniej córki, dylematy zahukanej dziewczyny z prowincji, która marzy o innym życiu, wsiowa królewna w starciu z rzeczywistością – widać, że autorka potrafi uważnie obserwować świat i barwnie go opisywać. Pojawiła się też tajemnica, a jakże obyczajowa – adopcja – wyda się, czy też nie - która już sama w sobie wystarczyłaby na najważniejszy wątek powieści. Ale przecież ten trup na początku…
Pierwszy raz mam taki kłopot z oceną książki. Z jednej strony nieporadność dramaturgiczna mocno irytuje, z drugiej jednak - autorce udało się to, o czym o czym polscy autorzy kryminałów mogą często tylko pomarzyć – napisać takie zakończenie, że czytelnik długo nie może się podnieść, bo tak mocno został wciśnięty w fotel. Za podobną akcję Agatha Christie o mało nie została wyrzucona z gildii autorów kryminałów. Spokojnie – tylko podobną i tylko formalnie, a nie merytorycznie - niczeg...