Widzisz ich, grubych, każdego dnia. Na spacerze, na zakupach, u lekarza. Widzisz i oceniasz, jakbyś miał do tego prawo. Próbujesz dawać dobre rady, udając troskę, a jedyne co przez ciebie przemawia to obrzydzenie i chęć pozbycia się osoby grubej z widoku. A zastanowiło cię kiedyś, czego pragnie osoba gruba? Bo często tym pragnieniem nie jest posiadanie sylwetki jak z magazynów o modzie. Naszym pragnieniem jest posiadanie przestrzeni na bycie sobą. Pragnieniem jest komfort psychiczny i święty spokój. Dlatego takich książek jak ta Marii Mamczur, powinno być więcej.
Wiecie co, to już któryś raz, kiedy zabieram się za napisanie czegokolwiek o tej książce i zwyczajnie brakuje mi słów. Chciałabym napisać tak wiele, ale jedyne co ciśnie się mi na usta, to przekleństwa. Więc wstukuję słowa i usuwam je, by spróbować ponownie napisać coś sensownego. Bo to jest właśnie taka książka, mocna, niewygodna. Nie poklepie ona po ramieniu i nie przekaże, że będzie wszystko dobrze. Wręcz przeciwnie, ona odbiera oddech w ten sam sposób jak mocny cios. Nie jest pocieszająca, ale sprawia, że mój własny ból i kłopoty, nie są takie samotne. I choć niektóre z tych historii nie są mi obce, to i tak, ich brutalna szczerość sprawia, że po prostu wstydzę się ludzkości. Okrucieństwo, zniewaga, której doznajemy z powodu ignorancji, małych umysłów z zerową empatią, sprawia, że robi mi się niedobrze. W czasach, gdzie kult ciała i społeczna fiksacja na temat ich wyglądu, mają się świetnie, to powi...