"Znów położył się na łóżku i myśląc o białych jak śnieg grzechach, słuchał chłopca, którego wiele lat później znaleziono zamordowanego w piwnicznym składziku, zapomnianego przez wszystkich."
Nie sądziłam, że biorąc do rąk po raz pierwszy w życiu książkę "Głos" Arnaldura Indriðasona, islandzki pisarz, stroniąc od gwałtownych zwrotów akcji, jednak zafunduje mi mętlik w głowie. Znowu trafiłam na nietypowy kryminał - Indridason manipulował postępowym i powolnym przedstawianiem postaci, rozbudowując gęstą sieć powiązań i wciągnął mnie w tę przebiegłą grę. Otrzymałam powieść chłodną i surową, oszczędną w galopujące momenty, a bogatą w retrospekcje, powiązane sprawy i przede wszystkim śledcze dialogi. Powieść wnikliwie obrazującą znieczulicę społeczną oraz wiarygodnie odmalowującą mnożące się i nigdy nieprzemijające problemy bezsilnych małych ludzi wielkiego, współczesnego świata. Pisarz dał czytelnikowi możliwość próbowania rozwiązania zagadki na własną rękę przez ciągle zmieniające się podejrzenia, wielość motywów potrzebnych do zabójstwa, niepewność i zagadkowość. Muszę przyznać, że żadna moja koncepcja się nie sprawdziła. Marny ze mnie detektyw.:)
Dni przed Bożym Narodzeniem to nerwowy okres. Nerwowy dla przygotowujących rodzinne uczty, dla pracowników zatłoczonych supermarketów czy też hoteli. To także męczący czas dla osób samotnych, nieznoszących świąt. Taką osobą jest komisarz śledczy Erlendur - zawiedziony życiem, zmęczony powracającą przeszłością i często sarkastyczny wobec otoczenia.
W islandzkim hotelu w Reykjaviku podczas bożonarodzeniowego zamieszania i natłoku gości dochodzi do morderstwa niepozornego portiera. Ironia losu sprawiła, że został zamordowany w przebraniu Mikołaja. Kto powinien zabrać decydujący głos i rozwiązać sprawę? Kim był nieznany przez nikogo portier i jaką rolę odegra tutaj przeszłość?
Nagromadzenie problemów, niektórych nierozwiązywalnych, spowodowało wypływający z powieści wszechobecny smutek i poczucie niemożności odbicia się od problemów. To swoisty przegląd od pobicia jednego dziecka i zaginięcia innego, przez niepowodzenia życiowe, alienację, rozstanie małżeńskie, po prostytucję i w końcu morderstwo. To wszystko spowite dwulicowością, fałszem i ukrywaniem uczuć, kręcące się wokół zamordowanego i co raz to nowszych faktów dawkowanych, wyzierających z przeszłości. Surowe i obojętne, a ze strony pracowników hotelu nawet lekceważące jest podejście osób do zmarłego Gudlaugura. Na uwadze mają tylko fakt dobra hotelu - goście nie mogą się dowiedzieć o zbrodni, a i na jaw nie mogą uciec ciemne interesy dyrektora. Niezmiernie mnie irytowali i w powieści brakowało na nieszczęście tylko popularnego komentarza "był miły i zawsze mówił dzień dobry, nie wiem, kto mógłby takie coś zrobić".
Napięte stosunki między Erlendurem a jego córką - byłą narkomanką, porozrywane brutalnie więzy rodzinne, dziecięce tragedie, emanujący fałszem i egoizmem świadkowie dodawali najwięcej do smętnego nastroju powieści. Nie mamy do czynienia z bohaterem, który byłby czysty jak łza i bez winy lub wyrzutów sumienia podążałby nieskażoną moralną ścieżką. Popełnili zbyt wiele błędów i nie mają dość siły, aby przełamać złą passę i cokolwiek zmienić. Postacie są bardzo wiarygodne, absolutnie nieprzerysowane, realistyczne, nakreślone prostym i swobodnym językiem, zróżnicowanym jednak dla nich. Gdybym miała więcej czasu, Głos pochłonęłabym w jeden wieczór. Nie zabrał tchu, nie obfituje w makabryczne wątki i nie przyprawia o dreszcze, ale przyciąga swoją problematyką i czytelnik czuje się jak dziennikarz śledczy, ukryty gdzieś w barze w gęstej atmosferze albo podsłuchujący w ciemnym korytarzu komisarza Erlendura. Zżyłam się z bohaterami, którzy mieli ciągle pod górkę i żałowałam, że nie mogę im niczego ułatwić albo życzyłam im solidnego potknięcia się.
Fakt, że bohaterzy znajdują się w Islandii, wynika głównie z ich imion i nazw miejscowości. Pisarz nie zwrócił dużej uwagi na koloryt lokalny, lecz nie sądzę, że mogę mieć mu to za poważny błąd, bo przecież nie to jest istotne w powieści. Aczkolwiek trochę bolało mnie to, że początkowo ciekawie zarysowane miejsce nie zostało bardziej rozbudowane. Kilkudniowa akcja dzieje się przede wszystkim w zamkniętych pomieszczeniach, o przemieszczaniu się śledczych dowiadywałam się tylko z jednozdaniowych wzmianek, które obrazowały krótko ich wysiłki i poświęcenie dla spraw. W powieści nie ma miejsca na rozczulanie się nad islandzkim klimatem oraz magią świąt, najistotniejsza jest sprawa zabójstwa, problemy społeczne i osobiste osób stojących po dwóch stronach śledztwa. Indriðason dokonał ich podziału na oskarżanych i oskarżających, starał się głęboko odrysować ich przeżycia wewnętrzne. Jedyne co mi się stanowczo nie podobało, a raczej drażniło, to wykładanie interpretacji zachowania postaci jak kawa na ławę przez śledczego, jakby czytelnik nie dał rady sprostać temu zadaniu - odarło to delikatnie powieść z nuty tajemniczości i niedopowiedzeń.
Ja mogę dopowiedzieć jeszcze tylko tyle, że Indriðason otrzymał wiele nagród za swoje kryminały i nie ukrywam, że z ciekawością po nie sięgnę. Został m.in. nagrodzony przez Brytyjskie Stowarzyszenie Twórców Literatury Kryminalnej oraz nominowany do International IMPAC Dublin Literary Award. "Głos" to trzeci tom Mrocznej Serii kryminalnej z Erlendurem Sveinssonem i nie oprę się przed sięgnięciem po poprzednie. Ale mam nadzieję, że w nich znajdę więcej aury Islandii, bo nadal czuję niedosyt, chociaż wiem, że nie powinnam:)