Bardzo ciężko ocenić klasykę. No bo jak można ocenić baśnie Andersena? Dać jedną gwiazdkę to grzech a z kolei 10 to przesada. Powiedzmy, że mniej więcej pośrodku będzie najbardziej obiektywnie.
W dzieciństwie "Calineczka" była jedną z moich ulubionych baśni (obok "Dziewczynki z zapałkami", "Muzykantów z Bremy", "Brzydkiego Kaczątka" czy "Dzikich łabędzi"). Ogólnie uwielbiałam czytać baśnie, miałam kilka książek na półce (miłość do czytania rodzi się od małego). Teraz, jako matka i osoba dorosła uważam, ze baśnie powinny pozostać w sferze dziecięcej. Bo dopiero teraz, po latach, gdy na nowo wracam do ich czytania, odkryłam, że Andersen był... okrutny. Jako dziecko czytałam z wypiekami na twarzy historię o Calineczce czy dziewczynce z zapałkami a dziś widzę nie przygodę lecz śmierć, porwanie, ból, stratę, rozpacz czy wyśmiewanie. Jako dziecko tego nie zauważałam a dziś, jako dorosła analizuję każde zdanie, każde słowo i wyobrażam sobie co musiała czuć matka uprowadzonej Calineczki, co musiało czuć wyśmiewane kaczątko czy Eliza, która szyła ubranie z pokrzyw... Co musiała czuć umierająca na mrozie dziewczynka... Dziecko tak na to nie patrzy, a my dorośli nie potrafimy nie przejść wobec tego faktu obojętnie. Zatraciliśmy w sobie niewinność i naiwność. Dlatego uważam, że baśnie nie nadają się dla dorosłych. Za dużo analizujemy, za dużo sobie wyobrażamy. Jesteśmy zbyt emocjonalni. A przynajmniej ja :P Stąd niższa ocena baśni.
"Słucham i czytam" to seria nieza...