"— Pocałuj mnie, Jeems! Pocałuj …"
Sierżant James Kent w obliczu nieuleczalnej śmiertelnej choroby, postanawia ocalić od stryczka niewinnego człowieka oskarżonego o morderstwo. Sprawa zaczyna się jednak komplikować kiedy okazuje się, że nie jest aż tak śmiertelnie chory, jak przypuszczał lekarz. Właściwie to nie jest wcale chory, a chwilowo jedyna śmierć jaka mu grozi to szubienica za zabójstwo człowieka, do którego zresztą sam się przyznał. Wtedy do akcji wkracza tajemnicza piękność, Szara Gąska Marette. Po chwili na scenie pojawi się kolejny trup, a wtedy sytuacja wymknie się spod kontroli.
Bardziej romansidełko, całkiem przyjemne, chociaż dla mnie mało wiarygodne. Wolę dzikie ostępy, niedźwiedzie i wilki.