Demelza i Ross. Jak się ich raz pokochało, to ta miłość czytelnika nie ustaje. Można najwyżej dziwić się jakimś posunięciom, współczuć lub kibicować. A błędy, czy przywary wybaczać. Więc byłaby to powieść przynudnawa, ale autor wprowadza nowe wątki i nowe postaci, m.in. kuzynkę Elizabeth oraz braci Demelzy, którzy niebawem zaczną odgrywać znaczącą rolę, a jeden z nich nieźle namiesza. U Rossa niebezpieczne przygody, dobrze, że uszedł z życiem. Intrygująco rozwija się też postać zakompleksionego (sic!) Warleggana, któremu dobrze życzę oraz Elizabeth, do której już całkiem straciłam serce. Co za baba! Umiera jedna z bohaterek. Szkoda, bo ją polubiłam.
Po czwartej części autor zamknął cały cykl i nie zamierzał do niego wracać. Na szczęście dla nas opamiętał się 20 lat później darowując czytelnikom „ Czarny księżyc”. Pierwszy tom napisał jako niespełna 40-letni mężczyzna, ostatni - dwunasty, jako 94 letni starszy pan. Na razie ogóle nie czuję różnicy.