Najlepsza z dotychczasowych części, bohaterowie bardziej ludzcy i jakby bardziej współcześni nam, choć nadal tkwimy w Kornwalii w XVIII wieku. Ta część z Warlegganem na pierwszym planie. To obok szlachetnego i przewidywalnego, jak dotąd, Rossa najbardziej intrygująca mnie męska postać. Ileż samozaparcia musiał mieć w sobie ten mężczyzna, jak wielką wiarę w siebie i ile konsekwencji. Dąży do nie najszlachetniejszego celu powoli i uparcie. Widzę jego mroczne strony, ale równocześnie podziwiam i kibicuję mu. Rossowi i Demelzie autor nie daje odetchnąć. Cały czas wikła ich w nowe afery i emocjonalne huśtawki. Ross już nie taki szlachetny, a Demelza nie taka kryształowa. Przekonują się na własnej skórze, że zapomnieć o pierwszej miłości jest bardzo trudno, a odpłacanie komuś pięknym za nadobne nie zawsze przynosi ukojenie. W tle wielka historia, we Francji wrze, na miejscu kopalnie, przemyt, bieda, a Kornwalia trwa, jak zawsze wietrzna i urocza. Na tej części autor planował zakończyć sagę. Całe szczęście, że tego nie zrobił.
Połowa moich koleżanek jest zachwycona sagą. Druga połowa nie - bo jej nie przeczytała. Jak je przekonać?