No i cóż ja, szary człowiek, niepamiętający Stanu Wojennego, mogę napisać... Nie czytałam recenzji i nie miałam wcześniej do czynienia z prozą pana Kadare, aczkolwiek o nim samym słyszałam. W skrócie - nie wiedziałam po co sięgam. W naiwności swej przeszło mi przez głowę, że trochę to dziwne, że pisarz pokroju pana Kadare zabiera się za powieść historyczną lub beletrystyczną. Spodziewałam się - tak, wiem że to naiwne - czegoś w typie Egipcjanina Sinuhe... I miałam to łyknąć w jeden piątkowy wieczór. Z założonego planu wyszedł jedynie piątkowy wieczór.
Książka jest bowiem przerażająco prawdziwa i nie nadaje się do tzw. łyknięcia. Tu trzeba czytać każde słowo i każde zdanie - każde z nich pokazuje totalitaryzm w komunistycznej Albanii. Każda strona ukazuje to, czego polski naród również doświadczył, choć może w nieco złagodzonej wersji... że za jedno niewinne na pozór zdanie, wypowiedziane nie tam, gdzie trzeba, mogło osobę wypowiadającą skierować do więzienia, z którego już się nie wychodziło. Moje pokolenie (40latków) nie zna takich sytuacji z własnego doświadczenia. I obyśmy nie poznali.
Chociaż mini-powieść nie posiada wybitnie fascynującej fabuły - rzecz dzieje się raczej w głowie narratora, podczas uroczystego pochodu - jest napisana w sposób zasługujący na najwyższe nagrody. Ilość powiązań z legendarnym (i rzeczywistym) światem antycznym, powoduje, że książkę, pomimo przerażającej treści, czyta się dość łatwo. I tu - można rzec: oksymoron... - ksią...