Będzie trochę długo, ale nie mogę się powstrzymać przed umieszczeniem dwóch cytatów z książki:
„Żyjemy w bezprecedensowo szczęśliwej epoce. Doświadczyliśmy niemal trzydziestu lat bez choroby, której nie umielibyśmy leczyć, zabijającej zdrowych młodych ludzi w bogatych krajach. Nie potrafię rozstrzygnąć, czy to szczęście się kiedyś skończy – mam nadzieję, że nie – ale w przeszłości zawsze w końcu do tego dochodziło”*.
„[…] jakieś sto lat temu, w 1918 roku, 50 milionów ludzi na całym świecie zmarło na grypę hiszpankę: chorobę, której przyczyny wciąż nie znamy i której nadal nie potrafimy leczyć ani wytępić. Nie wiemy też, czy kiedyś nie powróci”**.
No cóż, patrząc na to, co się obecnie dzieje, spełniły się najgorsze przypuszczenia Autorki. Oto bowiem nadeszła pandemia godna XXI wieku i nie trzeba było powrotu grypy hiszpanki…
Muszę przyznać, że każda z przedstawionych plag – kolejno: Zaraza Antoninów, dżuma, taneczna plaga, ospa, syfilis, gruźlica, cholera, trąd, tyfus, grypa hiszpanka, śpiączkowe zapalenie mózgu, lobotomia, polio oraz w epilogu AIDS – była straszna, to czytając o grypie hiszpance miałam ciarki na plecach.
Książka, choć bardzo ciekawa – łączy nie tylko opisy chorób, ale też posiada rys historyczny osadzający plagi w ówczesnej rzeczywistości – to ma jedną podstawową wadę. Jest pisana przez Amerykankę, dla Amerykanów i w amerykańskim stylu.
Lubię, gdy książka popularnonaukowa jest pisana lekkim językiem. ...