"Casandra" Malwiny Chojnackiej to kolejne moje spotkanie z twórczością autorki. Po świetnej "Demeter" byłam ogromnie ciekawa, co tym razem zaserwowała nam pani Malwina.
A trzeba przyznać, iż zaserwowała nam niemałą porcję wrażeń.
Grzechy przeszłości, wijące się wokół ludzi niczym wąż dusiciel, zaciskając się na ich życiu i doprowadzając do kolejnych dramatów. To, co wydarzyło się kiedyś, ma wpływ na kolejne pokolenia. Spirala zdarzeń, napędzana strachem.
Niektórzy uciekają w alkohol, inni w samotność, ale przed nimi nie ma ucieczki. Oni i tak ich dopadną i będą chcieli oczyścić ich z grzechów. Tylko, czy zasłużyli na odkupienie?
Trzy historie, które z początku niewiele łączy, a czytelnik może czuć się zagubiony wśród ram czasowych i wydarzeń, ale im bardziej zagłębiamy się w lekturę, tym bardziej wszystko staje się klarowne i spójne.
Fabuła jest naprawdę mocna, prawie na każdym kroku spotykamy się z jakąś patologią. Morderstwa, przemoc fizyczna i psychiczna, seks, władza i pieniądze — a wszystko to połączone z motywem religijnym. Smaczku dodaje też fakt, iż książka inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami.
Muszę przyznać, że żyłam tą historią, miałam gęsią skórkę przy przewracaniu kolejnej strony niepewna losów bohaterów.
Zarówno przy tej, jak i przy poprzedniej książce autorki pomyślałam, że świetny byłby serial, bądź film na jej podst...