W kolejnym tomie przygód Mii Corvere znów wiele się dzieje - nie brakuje ucieczek, scen walki oraz czarnego humoru, a wszystko to szczodrze oblane posoką.
Mia wykonuje zlecenia dla tajemniczego protektora. Teoretycznie wszystko powinno pójść jak z płatka, jednak sprawy dość mocno się komplikują. Nie pomaga jej również wrogo nastawione Duchowieństwo. W międzyczasie dziewczyna wpada na pomysł, jak zemścić się na ludziach, którzy zniszczyli jej dzieciństwo.
Pierwszy tom ("Nibynoc") pochłonęłam w kilka dni, z "Bożogrobiem" już tak szybko mi nie poszło. Od samego początku w książce sporo się dzieje i na prawdę nie można się nudzić. Retrospekcje przeplatają się z obecnymi wydarzeniami, co niektórym czytelnikom może przeszkadzać, ale dla mnie było ok. Treningi do venatus, opisy zmagań na arenach i wydarzenia, które Mię do nich doprowadziły czytało się całkiem fajnie. Spora w tym zasługa komentarzy Pana Życzliwego, Eklipsy oraz przypisów ;) Ostatni rozdział jest świetny - już chciałaby dostać w ręce kolejny tom.
Nie podobała mi się natomiast mnogość bohaterów. Do starych i mniej lub bardziej lubianych dołączyła spora rzesza "świeżynek". Dobrze, bo opowieść potrzebowała świeżej krwi. Źle, ponieważ owa krew zostawała dość szybko przelewana. Jeszcze nie zdążyłam poznać nowej postaci, a już było po niej (taka uwaga dla potencjalnych czytelników: nie przywiązujcie się do postaci, szybko odchodzą). Minusem jest także (dla mnie) nowy związek Mii. Nie k...