Pierwsza napisana opinia w nowym roku przypadła na mafijny romans... który mnie tak mocno zaskoczył, że naprawdę nie wiem, co napisać, by nikogo nie urazić, ale przy tym oddać to co czuję po odłożeniu książki po jej skończeniu. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Katarzyny, i chyba trochę żałuję, że przygoda z jej książkami zaczęła się właśnie od tej książki, bo naprawdę wiele dobrego słyszałam o jej twórczości, a na półce czeka inna historia.
Nie będę opisywać fabuły, bo sam wydawca już wiele zdradza i tak naprawdę już wszystko wiemy, a nie chciałabym Wam czegoś zaspojlerować. Zacznę od dobrych rzeczy, które mi przypadły do gustu.
Najpierw plusy...
To, co broni się dla mnie w tej historii to barwne opisy przepięknej Sycylii i lokalnej kuchni, tradycji i kultury oraz relacja, jaka utworzyła się pomiędzy naszą główną bohaterką a babcią Vitoriio- Letycją. Kolejnym mocnym punktem jest nieoczywiste zakończenie, (choć poprzedzające je wydarzenia momentami są mocno absurdalne). Przyznaję bez bicia, tego się nie spodziewałam i w pewnym momencie w moich oczach pojawiły się łzy. Autorka pewną sceną, tak mocno zagrała na moich uczuciach, że autentycznie było mi żal bohaterki i poczułam z nią autentyczna więź- doskonale rozumiałam co czuła w danym momencie, bo prywatnie przechodziłam dokładnie to samo i wróciły głęboko zakopane wspomnienia.
Naprzemienna narracja bohaterów pozwala "wejść"w ich myśli, poczuć ich lęki i obawy, zrozumieć motywy, którymi...