Uważam, że "Belladonna" to powieść ze zmarnowanym potencjałem. Podobał mi się styl i ciekawe metafory, których autorka używa do opisu, np. głosu Śmierci, a także klimat, który kojarzył mi się z opowiadaniami Angeli Carter. Pomysł na główną bohaterkę, jej moce i jej relację ze Śmiercią był bardzo interesujący i niespotykany. Dostrzegam inspiracje "Upiorem w Operze" oraz postacią Oliwki Widmo (Olive Spectre) z gry "The Sims 2", chociaż nie wiem, czy Adalyn Grace rzeczywiście się tym inspirowała. Sądzę jednak, że pomysł mógłby zostać zrealizowany dużo lepiej, np. można by bardziej rozwinąć rozważania nad moralnym aspektem działań Signy. Z drugiej strony, jej historia niesie ważne przesłanie o akceptacji samego siebie.
Niestety, w momencie, kiedy akcja zaczęła kręcić się wokół wątku kryminalnego, czytanie zaczęło mnie nieco nużyć i męczyć. Dodatkowo, kreacja świata leży. Wiemy, że istnieje Thorn Grove, wrzosowiska i lasy wokół, dom Charlotte za lasem, miasteczko, Foxglove gdzieś nad morzem, dom Cioci Magdy, dom wujka Signy, dom babci Signy i stacja kolejowa. Czytając wydaje się, jakby wszystkie te miejsca, które wymieniłam znajdowały się pośrodku nicości. Można, co prawda, się domyślić, że akcja ma miejsce w Wielkiej Brytanii, ale to tylko domysły.
Jeśli chodzi o sceny romantyczne, to początkowo wydawały mi się żenujące, ale te pod koniec książki uważam już za bardzo dobre.
Mimo, że powieść trochę mnie wymęczyła, to zaciekawiła mnie na tyle, że zamierzam za jakiś...