Dzisiaj prezentuję Wam książkę „Arsene Lupin kontra Herlock Sholmes”. Nie, tutaj nie ma literówek! Detektyw faktycznie tak się nazywa chociaż na myśl odrazu przychodzi słynny Sherlock Holmes. Nic w tym dziwnego, ponieważ Maurice Leblanc wzorował się na Sherlocku.
Tym razem historię poznajemy tak naprawdę z perspektywy detektywa i niestety muszę stwierdzić, że książka ta była znacznie gorsza niż jej pierwsza część. Fabuła jak najbardziej jest ciekawa, jednak momentami odniosłam wrażenie, że autora aż zbyt mocno poniosła fantazja. Całość czyta się dość szybko, a akcja nie pędzi jak szalona, ale z całą pewnością jest dynamiczna.
Jeżeli chodzi o postacie to Lupin jest genialny! Jednak co do Herlocka mam troszeczkę zastrzeżeń. Autor wzorował się na Sherlocku, który jest genialny, a niestety jego postać była wręcz beznadziejna. Detektyw strasznie mnie irytował i chyba prawidłowe będzie tutaj określenie go karykaturą. Poza tym jego towarzysz wcale nie był lepszy… Była to postać wręcz nijaka.
„Arsene Lupin kontra Herlock Sholmes” to książka od której oczekiwałam czegoś zdecydowanie innego. Jednak muszę przyznać, że z chęcią obserwowałam poczynania Lupina. Jak zawsze potrafił zaskoczyć i sprawić, że coraz bardziej go podziwiałam. Gdyby nie wręcz denerwujący Herlock to całość odebrałabym znacznie lepiej, ale i tak lektura okazała się być dla mnie super odskocznią w detektywistyczny świat.
Instagram: @k.tomzynska