Po pierwszą książkę Maurice Leblanca sięgnęłam zaraz po obejrzeniu świetnego pierwszego sezonu serialu Lupin Netflixa (naprawdę polecam tym, którzy jeszcze nie oglądali). Dżentelmen włamywacz był dobrą lekturą, dlatego nie wahałam się przed sięgnięciem po kolejny tom. Do tego wszystkiego znalazło się tutaj także miejsce dla mojego ulubionego detektywa.
Ktoś kradnie mahoniowe biurko z mieszkania profesora paryskiego liceum – i przypadkiem znajdujący się w nim szczęśliwy bilet na loterię – i znika. Ktoś zabija starego barona w jego własnym domu – i znika. Ktoś kradnie błękitny diament, wcześniej należący do zamordowanego barona – i znika.
„Kiedy już zupełnie nie rozumiem, jak to się mogło stać, podejrzewam Arsène’a Lupina” ‒ mówi inspektor francuskiej policji Ganimard. Poszkodowani w tych trzech sprawach decydują się wysłać prośbę o pomoc do Herlocka Sholmèsa. O pomoc do Sholmèsa zwraca się również baron d’Imblevalle, któremu skradziono starą żydowską lampkę i znajdujący się w niej cenny klejnot. W tym przypadku Arsène Lupin, w tajemniczy sposób dowiedziawszy się, że do akcji znów wkracza Sholmès, kilkakrotnie prosi go, by nie brał tej sprawy, a potem – by się z niej wycofał. Bezskutecznie. Ambicja Herlocka Sholmèsa nie pozwala na to, co pociąga za sobą szereg nieprzewidzianych komplikacji…
Drugi tom nosi tytuł Arsene Lupin kontra Herlock Sholmes, co jak zapewne wiecie jest nawiązaniem do bohatera powieści Arthura Conana Doyle'a, Sherlocka Holmesa. Jestem jego wielką fanką i to właśnie od Studium w szkarłacie zaczęła się moja przygoda kryminałami, a sam Holmes jest jednym z moich ulubionych bohaterów do dzisiaj. Jeśli kiedyś czytaliście może którąś z książek o tym detektywie, to bez problemu znajdziecie w książce Leblanca odniesienia i nawiązania do dzieł Conana Doyle'a. Nie spodziewałam się, że znajdę w tej książce tyle humoru. Naprawdę z niektórych dialogów można się pośmiać. Sama postać Herlocka Sholmesa to karykatura oryginału, a nasz główny bohater będzie wykorzystywał przewagę nad nim. W swojej książce Leblanc ośmiesza zarówno Holmesa, jak i Conana Doyle'a, co temu drugiemu zdecydowanie nie przypadło go gustu.
O ile fabuła nie jest zbyt zawiła i można szybko się domyślić, jak to wszystko się skończy, to całość jest wciągająca. Dzięki lekkiemu stylowi autora i dobremu humorowi, książkę czyta się błyskawicznie. Nie jest to długa lektura – liczy ona 300 stron, a wydanie ma powiększoną czcionkę, która zdecydowanie ułatwia czytanie i cieszę się, że wydawnictwo taką zastosowało. Od razu przyjemniej się czyta. Warto też wspomnieć o wydaniu, które przyciąga wzrok i ja jako sroka okładkowa zachwycam się tę okładkę. Takie małe cudo w biblioteczce.
Arsene Lupin kontra Herlock Sholmes to klasyczny kryminał ze sporą dawką humoru. Przygody Lupina są momentami szalone, ale nie stracił on na tym swojego sprytu, który momentami naprawdę zaskakuje. Nie znajdziecie tutaj brutalnych zbrodni ani krwi wylewającej się z każdej kolejnej strony, a jednak mnie Arsene Lupin zaczarował. Nie mogę się doczekać kolejnych książek z tej serii.