„Tak jak zawodowa prostytutka jest uczciwszą kobietą niż te tabuny wyzwolonych żon i mamuś,
co noszą na piersiach medalik z Matką Boską i puszczają się cichcem przy każdej okazji,
tak pospolity złodziej jest uczciwszy od nomenklaturowego,
bo kradnąc nie udaje strażnika praw i nie żąda za to chlebowego krzyża.“
Waldemar Łysiak
Wielu czytelników od lat zachwyca się serią powieści Pana Arthura Conana Doyla o inteligentnym i błyskotliwym detektywie wiktoriańskiego Londynu Sherlocku Holmesie. Bezsprzecznie powieści te są już klasyką wśród książek kryminalnych i cieszą się zasłużoną sympatią. Przyznam szczerze, że ja nigdy nie byłam oczarowana tymi pozycjami, a główny bohater nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Całkiem niedawno sięgnęłam po pozycję Pana Maurice’a Leblanca Arsen Lupin kontra Herlock Sholmes, która zachęciła mnie do sięgnięcia po ponadczasowe utwory Pana Doyla.
O francuskim pisarzu, który stworzył niezwykłą serię, o dżentelmenie włamywaczu nie słyszałam nigdy. Publikacja o Arsenie Lupinie trafiła na moją półkę z czystej ciekawości. Co ciekawe autor przygód Sherlocka Holmesa nie był zachwycony pozycją, jaką stworzył Pan Leblanc. Francuski pisarz w publikacji Arsen Lupin kontra Herlock Sholmes niezwykle ośmieszył zarówno słynnego detektywa jak i jego przyjaciela Willsona, ten zabieg spowodował zainteresowania dziełami Pisarza.
W Polsce ukazało się dwadzieścia dwie pozycje o dżentelmenie złodzieju, w tej chwili Wydawnictwo Zysk i S-ka wznowiło dwie pierwsze z nich, czyli Arsen Lupin dżentelmen włamywacz oraz Arsen Lupin kontra Herlock Sholmes. Niestety nie miałam okazji czytać tomu I, co mam zamiar nadrobić, ale kolejne przygody Arsena połknęłam w jeden wieczór. Nie sądziłam, że po mojej ukochanej pisarce Agacie Christie coś jeszcze z prawdziwej klasyki kryminału przypadnie mi do gustu.
Muszę tutaj napisać, że moim zdaniem przygody tego zacnego złodzieja nie są typowym kryminałem. Jeśli czytelnik opiera swoje pojęcie tego gatunku, na morderstwie i zagadce jak np. u Pani Christie będzie rozczarowany. Jest to zupełnie inny typ powieści. Nie Jest to również styl Pana Doyla, mimo że w książce tej mamy postać słynnego detektywa. Publikacje o Arsenie Lupinie są subtelniejsze, lekkie, bez zbędnego rozlewu krwi, oraz z dość oczywistą zagadką (przynajmniej jeśli chodzi o tom II).
W skrócie część Arsen Lupin kontra Herlock Sholmes to powieść, w której od razu wiadomo, o co chodzi. Nieznajomy złodziej kradnie z domu profesora paryskiego liceum mahoniowe biurko, niestety mężczyzna umieszcza w nim szczęśliwy los na loterię… W międzyczasie córka profesora zostaje porwana, a jakiś morderca zabija starego barona w jego własnym domu i rozpływa się w powietrzu. Władze Paryża podejrzewają słynnego złodzieja Arsena Lupina, w związku z tym postanawiają poprosić o pomoc słynnego detektywa Herlocka Sholmesa. Arsen gdy dowiaduje się, że do śledztwa włączył się słynny detektyw, prosi go, aby ten zrezygnował z dochodzenia, jednak ambicja pana Sholmsa mu na to nie pozwala… Zagadka staje się jeszcze bardziej zawiła, a rywalizacja między złodziejem a Sholmsem staje się zaciekła. W toku wydarzeń do detektywa przybywa baron d’imblevalle, któremu skradziono bardzo starą lampę zawierająca drogocenny klejnot.
Powieść całkowicie zabiera nas w świat XX wiecznego Paryża. Dzieło to jest właściwie połączeniem dwóch opowiadań, które tworzą jedną wciągającą historię o niezwykłych spotkaniach Arsena Lupina oraz Herlocka Sholmesa.
Wspaniały język powieści, niebanalni bohaterowie, lekkość i wartkość akcji oraz XX wieczna Francja, to wszystko zachęca, nie tylko do zapoznania się z dziełem Arsen Lupin kontra Herlock Sholmes, ale również do sięgnięcia po inne pozycje o tym niezwykle oryginalnym włamywaczu dżentelmenie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny tom serii, a wszystkich fanów dobrego klasycznego kryminału zachęcam do zakupienia II części przygód złodzieja z klasą.