Jednoaktówka pierwotnie wydana jako słuchowisko na zlecenie BBC końca lat 50. XX wieku. Beckett jak teatralny klown - zamiast bawić publikę częstuje gorzkim nadzieniem z ludzkiej skóry obładowanej lękami i chorobami. Spacer na stację kolejową zmieni się w udrękę, a nie w podręcznikowy relaks na świeżym powietrzu. Oczekiwanie na zmierzający pociąg na stację pasmem zmartwień oraz niedoczekania. Ludzie są nieznośni - dramatyzują, przyciągają niepotrzebną uwagę, by pokazać, że cierpią bardziej od innych - żenujące zachowanie. Na pewno są osoby, które uważają, że ich cierpienia są bardziej bolesne, napastliwe czy niemniej okrutne, ale do mrożonej sałaty (!) - nie ma osób pozbawionych pierwiastka smutku czy myślenia o kruchości ludzkiego istnienia. Starzy ludzie kontrastują z młodszymi, mniej gadatliwymi czy narzekającymi na bóle fantomowe. A gdzieś w ,,pogoni'' za parującą maszyną kryją się cienie za parawanem. Ludzie przychodzą i odchodzą, jak na poczekalni. Zajęci własnymi sprawami, biegającymi za pracą i odosobnieniem od ludzi, którzy w zwyczaju mają teatralizację rzeczywistości. Pogłębiając jej i tak dramatyczny charakter. Mógłbym się rozpisywać albo rozkładać sztukę na atomy, analizować sceny i co? Co by to pomogło? Beckett bez oszałamiających dekoracji lub szczytnych idei prezentuje nadzwyczaj prosty przykład ludzkiej naiwności, jak myli się w stosunku do świata, wyobrażając go sobie jako miejsce pozbawione cierpliwości, wyżywające się za nieistniejące dramaty, sztuczna...