Bardzo zaskoczyła mnie ta książka i to praktycznie pod każdym względem.
Zaczynając, bałam się, że szybko pogubię się w bohaterach. Była ich siódemka, a to całkiem sporo. Jednak wszyscy okazali się na tyle charakterystyczni, że nie sposób było ich ze sobą mylić. Momentami byli nieco karykaturalni i nazbyt dramatyczni, ale myślę, że dokładnie o to chodziło. Naprawdę ich polubiłam i się do nich przywiązałam.
Wątek zabójstwa bardzo mi się podobał i wydaje mi się, że był dość nieoczywisty, choć logiczny. Pod koniec, co prawda, można już było się domyślić, kto jest sprawcą, ale nie uważam, że to coś złego. Złoczyńcy nie są kryminałem i element zaskoczenia nie jest tutaj najważniejszy.
Bardzo podobało mi się, że śmierć była już jakoś w połowie książki. Autorka skupiła się tutaj na tym, co działo się później i do czego doprowadziło zabójstwo. Skutki czynu, które odbiły się na wszystkich w pobliżu ofiary i oprawcy. To, jak powoli popadali w obłęd. Jestem zaskoczona jak dobrze jej to wyszło.
Kilka wątków romantycznych przeplatało się między sobą, a bohaterowie dokonywali niemoralnych wyborów. Jednak ten główny niezwykle mnie zauroczył, a następnie mnie złamał.
Nawiązania do dramatów Szekspira były genialne. Sposób, w jaki bohaterowie grali w jego sztukach również. Czułam się, jakbym faktycznie w nich uczestniczyła, jakbym widziała całą siódemkę na żywo. Dobór ról również był idealny...