Kiepska ze mnie Baba, ale napiszę jak to wygląda z mojej strony. Uważam, że na poziomie świata fizycznego, materialnego, nie jesteśmy w stanie osiągnąć pełnej wolności, bez udziału płaszczyzny duchowej. Wydaje mi się, że autorce tego tematu, nie zależy na tym, by się dowiedzieć, co wolno przeczytać (np. taki Amerykanin nie pozna dzieła Sołżenicyna Dwieście lat razem, chyba że zna rosyjski, albo Song-a), tylko w jaki sposób, choćby na chwilę, pozbyć się trosk, problemów, stresu, strachu...wszystkiego tego co niesie życie.
Ja akurat też lubię wiatr we włosach, wysiłek fizyczny oraz książki, bo dzięki właśnie nim, jestem "gdzieś wolny". Ale kiedyś trzeba ten rower schować do garażu a książkę odstawić na półkę i stawić czoła życiu. Ale akurat ja nie umiem temu sprostać. Bo jestem zniewolony! Zniewolony przez samego siebie, nazywa się to depresją. Mój rozum stworzył sobie ciało bolesne, ego, które karmi się cierpieniem, bólem, nieszczęściem, krzywdą, a strach i lęk to dla niego rozkosz. To są moje kajdany. Nie będę ukrywał, pomógł mi Eckhart. Może pomógł to za dużo powiedziane, ale wskazał mi kierunek. Uczę się jak zajrzeć w głąb siebie, jak się wyciszyć, uspokoić, uwolnić od strachu, otworzyć na drugiego czlowieka. To działa i działać musi bo jest tam miejsce tylko dla jednego wilka.