Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mojego pracz nowe", znaleziono 52

- Ale co ty robisz? - Moim zdaniem nic.
- Tak właśnie. Nic. Praca nazywa się nic i jest najtrudniejszą pracą na świecie.
- Ale co ty robisz? - Moim zdaniem nic.
- Tak właśnie. Nic. Praca nazywa się nic i jest najtrudniejszą pracą na świecie.
On nie jest tylko kolejnym graczem.
On jest graczem, który może dać mi to, czego potrzebuję do spełnienia życzeń mojego taty.
I on jest człowiekiem, który zaatakował moje myśli i zamieszkał tam.
Ani w życiu prywatnym, ani w moich pracach nigdy nie ukrywałem, że jestem zdeklarowanym niewierzącym.
Nie podejrzewałam siebie o taki spokój. Słowa wypływały z moich ust tak bardzo naturalnie, jakbym opowiadała o tym, co zdarzyło mi się dzisiaj w pracy.
„W mojej pracy nie mogę mieć wątpliwości. Tymczasem zawsze jestem ich pełen. Albowiem tylko jedno jest pewne: możliwości jest bez liku".
To był mój przepis na sukces. Manipulowanie, kantowanie oraz popularność. Stałam sie wytrawnym graczem, aby nikt nie mógł ze mną pogrywać.
Jak mówi mój ojciec, starość to czas ciągłej utraty: pracy, kolegów, zdrowia. Stale czegoś ubywa, a jedynie lat przybywa.
Mój własny mózg programuje ciało tak, bym stał się ludzkim wykrywaczem znaczeń. W mig wrzuca mnie w tryb pracy na najwyższych obrotach.
Pewnego dnia w wiosce pojawił się przejezdny. Usłyszałam, że szuka dziewczyn do pracy na Zachodzie. Zapłacił moim rodzicom trzynaście tysięcy hrywien.
,,Ale widzicie, do szczęścia, spokoju ducha i do zadowolenia z siebie, potrzebna mi jest osobista niezależność. Muszę mieć pracę swoją, stanowisko swoje i pieniądze swoje. I to jest mój warunek".
Napędzała mnie jedynie praca, dając mi jeszcze jakiś sens. Teraz musiałem stawić czoło złu, które stanęło na mojej drodze. Złu, które pod postacią piękna ukrywało swe prawdziwe oblicze
Bo moim zdaniem, jeśli człowiekowi dać największy nawet dobrobyt, a obedrzeć go z własnej inicjatywy w pracy i w życiu, to pozostanie tylko dobrze utrzymane bydlę, tchórzliwe, leniwe i tępe.
Jestem pewien, że większość moich kolegów nieprędko zauważy, że odszedłem z pracy, a moi byli sąsiedzi - że się wyprowadziłem. Nikim nie zostałem. A dokładniej - zostałem nikim.
Klientki zazwyczaj nie mają pojęcia o metodach, których używam w swojej pracy. Dla nich liczy się tylko rezultat - to, że obiekt bezpowrotnie zniknie z ich życia, a moim celem było rozwiązanie sytuacji w sposób efektywny.
Miałam dość siedzenia w domu i użalania się nad sobą. Potrzebowałam normalności. A ta praca, choć nie miała nic wspólnego z moim wykształceniem, właśnie mi ją dawała. To dzięki niej znów poczułam, że żyję.
Jeszcze przed przeczytaniem scenariusza upewniała się, że może liczyć na osobną przyczepę i regularne posiłki. A że spóźniła się kilka razy na plan, mój Boże! Gdyby chciała odbijać kartę, wybrałaby pracę w fabryce.
Do mojej pracowni "Cukier Stanik" wszystkie przychodziły. Aktorki. Spikerki. Żony towarzyszy. Cichodajki z estrady. Kurwy z Grandu. Prywatna inicjatywa. Tyle pracy miałem. Drętwiały ręce. Bolały nadgarstki. Każda chciała mieć mój stanik. Jestem najlepszym krawcem staników w tym kraju.
Być może uznacie, że jestem zbyt sentymentalny, ale zaczynam powoli przyzwyczajać się do mojej nowej rodziny. Daleko im do ideału, to prawda, ale zajmują się mną całkiem przyzwoicie, choć czeka mnie jeszcze dużo pracy, aby ich należycie wytresować.
Ku mojemu zdumieniu świat nie zatrzymał się razem z jej sercem. Ludzie chodzili do szkoły, do pracy, do restauracji, kruszyli krakersy do zupy z muli, bali się egzaminów, śpiewali w samochodach przy zamkniętych oknach.
Jestem tym, kim jestem, dzięki swojej ciężkiej pracy i talentowi, a nie dlatego, że tatuś smarował, komu trzeba. Nigdy więcej mnie do niego nie porównuj i nie umniejszaj moim umiejętnościom, bo inaczej pogadamy.
Wcześnie sobie tego nie uświadamiałam. Że obok mojego miejsca pracy stoi pomnik narodowego wieszcza Ukrainy. Pierwszy raz mu się przyglądam. Wygląda jak młodsza i drobniejsza wersja Mickiewicza. Tak chcemy go widzieć. Nieszkodliwy i wrażliwy chłystek.
Jak każda pracująca matka mi­otam się nieus­tan­nie między Scyllą a Charybdą: nie mogę się oddać w pełni spra­wom za­wodowym z po­wodu życia rodzin­nego; rodz­ina ci­erpi na skutek mojej pracy. W rezultacie żyję w ciągłym lęku przed chwil­ami takimi jak dzisiaj – gdy dochodzi do os­trej kolizji pomiędzy moimi dwoma świ­atami.
Pjongjang przypomina Xandu -miasto, które karmiło się niewolniczą pracą reszty kraju. Był chciwym, krwiożerczym potworem i czasami chciałam, żeby po prostu poszedł z dymem.(...) Jednak było to miasto, które aż do śmierci śniło się mojej babci. Był to dom moich studentów, miasto nadziei dla wszystkich Koreańczyków z Północy. Marzyli tylko o tym, żeby się tu dostać, bo tu włączano prąd, tu jeździły samochody, tramwaje i autobusy, tu można się było otrzeć o cywilizację.
Szczęśliwe dni trwały. Budziłam się co rano, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Jadąc do pracy, myślałam o nim i o tym, jaka jestem szczęśliwa. Kiedy po mnie przyjeżdżał samochodem, jechaliśmy gdziekolwiek, a ja nie spuszczając z niego wzroku, wciąż nie mogłam się nadziwić, skąd mam tyle szczęścia. Zawsze miał dla mnie jakiś upominek i to było urocze. Patrzyłam na niego maślanym wzrokiem i z dumą, że ON jest właśnie mój, tylko mój i kocha właśnie mnie. Nie mogłam uwierzyć, że taki mężczyzna pokochał mnie!
Wiele stuleci minęło, odkąd po raz pierwszy trzymałem w ręku to marzenie wszystkich naukowców, panaceum na wszelkie choroby, obiekt pożądania wielu ludzi pragnących bogactw, a przede wszystkim —nieśmiertelności. Było to dla mnie doświadczenie przerażające i cudowne zarazem. Oto w mojej dłoni spoczywał czerwony kamień o magicznych właściwościach, powstały po dekadach ciężkiej pracy. Był on ważniejszy od jakiegokolwiek innego odkrycia, którego dokonałem w rezultacie swoich badań. Był on dziełem mojego życia.
Moja przełożona twierdzi, że materia, z którą maja do czynienia w pracy nianie, jest szlachetniejsza od płótna i wspanialsza niż marmur, a więc cenniejsza dla świata od nich obu. Chodzi przecież o to, by przemieniać ludzi w wartościowe istoty.
Nie ma sytuacji, w której ktoś zmusza nas do tego, abyśmy komuś pomogli. Robimy to, bo chcemy. Może być kilka powodów. Jednym z nich bywa po prostu dobre samopoczucie. Nie sądzę, aby było coś w tym złego. Skoro mam sobie poprawić humor przy okazji pomagania komuś, to jest to dobre dla obu stron. W końcu na mojej pracy korzysta więcej osób niż tylko jedna(...).
Mówiłem ci już, że mi się podobasz? Pokręciłam głową. — Podobasz mi się — młody nekromanta przesunął dłonią po moim policzku. — Przypominasz mi moje najlepsze zombie, a sama wiesz, jak kocham swoją pracę. Świetna karnacja! Ej, ej! Ostrożniej! To moja ulubiona koszula! — Szybko zrzucił z siebie płonącą odzież.
Czuję obok siebie jego zmęczenie, jego ciężar (...) może tego wszystkiego jest za dużo - zamartwianie się o pracę, brak spokoju na co dzień,
sprzeczki i kłótnie? Kiedy byliśmy młodzi, mieliśmy fantastyczne kłótnie, pełne namiętności pojednania. A potem, przynajmniej przez jakiś czas,
trwały pełne czułości dni spokoju. Ale, mój mężu, już nie jesteśmy młodzi i nigdy już nie będziemy.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl