Murakamiego się kocha… albo nie. A jeśli już się kocha, to miłość ta nie należy do prostych i nieskomplikowanych, bowiem najpopularniejszy japoński pisarz jest autorem nietuzinkowym, jedynym w swoim rodzaju, ale wyjątkowo specyficznym i chciałoby się rzec, szalonym, patrząc na jego powieści czy opowiadania. Szaleństwo to zbiera wspaniałe żniwa, bo choć Japończyk nie wpisuje się w gust każdego czytelnika, który się z nim zetknie, to jego talent jest niezaprzeczalny. Mój romans z jego twórczością rozpoczął się na początku liceum i choć nasze uczucie najgorętsze lata ma już za sobą, to w dalszym ciągu chętnie sięgam po książki Harukiego Murakamiego, a on sam wciąż mnie intryguje i zaskakuje.
Zbiór opowiadań „Pierwsza osoba liczby pojedynczej” w Polsce ukazał się pod koniec roku 2020, więc wciąż jest to pozycja świeża. Składa się z ośmiu niezbyt długich opowieści, w których narracja prowadzona jest tak, jak to sugeruje tytuł, a ich najważniejszym aspektem jest biograficzne tło. Oczywiście Murakami nie byłby sobą, gdyby nawet w tak krótkiej i oszczędnej formie nie zawarł szeregu elementów fantastycznych. W wypadku tej pozycji jest to zabieg dość zaskakujący i nietypowy; w końcu autor opowiada o swoim życiu, snuje wspomnienia z młodości, wprowadza czytelnika w swój własny, autentyczny i realny świat; a jednak nawet w nim znalazł miejsce na całkiem sporą dawkę typowego dla siebie wariactwa.
W zbiorze mamy do czynienia z bardzo charakterystyczną dla Japończyka aurą, co jest ogromnym plusem, gdyż z pewnością trudniej jest oddać specyficzny klimat historii w krótszej formie, jaką jest opowiadanie. Tajemnica i fantazja miesza się z realizmem codziennego życia, sen z jawą, a to, co zdawało się być wiadome na pewno, nagle zostaje podane w wątpliwość.
Autor w poszczególnych opowieściach poznaje nas ze swoją pierwszą dziewczyną, wspomina o swojej relacji z ojcem, tłumaczy, jak to się stało, że zaczął kibicować jednej z najmniej popularnych drużyn baseballowych, ale także opowiada o tym, jak spotkał… małpę mówiącą ludzkim językiem. Siła japońskiego autora polega na jego umiejętności sprawiania, że czytelnik zaczyna wierzyć w coś, co nie mogłoby nigdy mieć miejsca w racjonalnym świecie. Oraz na talencie do zacierania granicy pomiędzy rzeczywistością a wyobraźnią.
Każde z opowiadań ma w sobie coś ciekawego, intrygującego, niektóre z nich nawet wprawiły mnie w rozbawienie. A także, jak to u Murakamiego bywa, skłoniły do egzystencjalnych przemyśleń. Najbardziej do gustu przypadło mi „Wyznanie Małpy z Shinagawy” oraz tytułowa „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”. Wiele z rozdziałów pozostawiło u mnie niedosyt, który dla jednego czytelnika nie będzie stanowił problemu, dla drugiego będzie lekko irytujący; ja należę do tej drugiej grupy.
Choć zarówno w przypadku tego autora, jak i ogólnie, od krótkich opowiadań wolę powieści, ten tomik zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, a największą jego wartością jest dla mnie fakt, iż daje on możliwość poznania lepiej Harukiego Murakamiego. Pozwala na pewnego rodzaju zbliżenie się do pisarza, poznania jego życia, które, sądząc po jego wspomnieniach, bywa naprawdę szalone; warto na chwilę zanurzyć się w tym szaleństwie.
"Śmierć marzeń jest w pewnym sensie smutniejsza niż śmierć żywej istoty."