„Małe kobietki” Louisy May Alcott dostałam w prezencie urodzinowym od przyjaciółki i w pierwszej kolejności zachwyciło mnie przepiękne wydanie tej powieści – solidna okładka o ciekawej strukturze w kolorze pudrowego różu, a na niej śliczne rysunki tytułowych kobietek oraz kwiatów. Cóż, nie należy oceniać książki po okładce, ale trzeba przyznać, że niektóre okładki działają zachęcająco. O samym tytule słyszałam niewiele – był głośny za sprawą filmu z 2019 roku i często pojawiał się w zasięgu mojego wzroku i słuchu, ale zupełnie nie miałam pojęcia, o czym książka opowiada. Opis fabuły zdecydowanie mnie zachęcił i niedługo później poznałam siostry March.
Akcja powieści rozgrywa się w Ameryce w latach 60. XIX wieku. Meg, Jo, Beth i Amy mieszkają wraz z matką Marmee oraz pomocą domową Hanną w niezbyt bogatym, lecz pełnym miłości domu. Los nie oszczędza dorastających dziewcząt – ich życie codzienne naznaczone jest tęsknotą i lękiem o ukochanego ojca, walczącego w wojnie secesyjnej, a bieda na dobre gości w ich progach. Mimo to zdeterminowane i mądre siostry nie poddają się przeciwnościom i postanawiają uczynić swoje życie jak najbardziej szczęśliwym i wartościowym. Wspiera ich w tym czuła i kochająca matka, która nieustannie przypomina czasem niesfornym córkom o tym, co tak naprawdę najbardziej liczy się w życiu. Towarzyszymy nastolatkom w ich drodze do pokonywania własnych słabości i wad, odnajdywania samych siebie, obserwujemy ich ciężką pracę na rzecz innych, ale i nad ich własnymi charakterami, niekiedy mając wrażenie, że patrzymy w lustro, w którym odbijamy się my sami.
Ogromnym atutem powieści są mocno wyrysowane sylwetki postaci, dzięki czemu każda z nich jest zupełnie inna, charakterystyczna i zapada w pamięć czytelnika; pozwala to zbliżyć się do bohaterów, zżyć się z nimi i zidentyfikować. Meg, najstarsza z sióstr, uwielbia dobrze wyglądać i ponad wszystko ceni sobie wygodne życie na wysokim poziomie. Choć ten opis nie do końca przywołuje pozytywne wrażenie o dziewczynie, ma ona dużo dobrych cech – mimo narzekań na obowiązki, jest pracowita i na swój specyficzny sposób bardzo troskliwa wobec młodszych sióstr, a jej mocną stroną są robótki ręczne. Ma szesnaście lat i czuje się nieco zagubiona, stojąc jedną nogą w dorosłości, ale potrafi uczyć się na błędach i wyciągać z nich wnioski. Nieco młodsza od niej Jo, chłopczyca, ma zawsze mnóstwo energii i pomysłów; bywa nieco zbyt porywcza, czasem daje się ponieść gwałtownym emocjom, ale jest wyjątkowo oddana bliskim, wierna i bardzo troskliwa. Cechuje ją również ambicja, upór i niezależność, dzięki której nie boi się iść pod prąd i wyrażać swojego zdania, często odmiennego od innych. Wzbudziła moją największą sympatię, w dużej mierze ze względu na łączące nas pasje, bowiem największą miłością Jo jest literatura. Beth jest najspokojniejszą z dziewcząt i ze względu na swoją nieśmiałość najlepiej czuje się w towarzystwie rodziny lub swoim własnym. Kocha zwierzęta, a jej pasją jest muzyka; najszczęśliwsza jest, kiedy może grać na ukochanym pianinie. Sprawy innych ludzi stawia ponad swój własny interes, czym wzbudza wśród bliskich mnóstwo ciepłych emocji. Najmłodsza Amy jest dystyngowaną zwolenniczką dobrych manier i usilnie stara się wprowadzać do swojego słownika mądre wyrażenia, których znaczenia najczęściej nie zna, czym niejednokrotnie rozbawia czytelnika. Bywa egoistyczna, ale zdaje sobie z tego sprawę i dzielnie walczy z tą wadą. Ma talenty artystyczne – lepi z gliny i tworzy obrazy, a jej największym marzeniem jest zostać sławną malarką. Na swoje miejsce w charakterystyce zasługuje również Laurie – wesoły i psotny sąsiad dziewcząt, który staje się ich najlepszym przyjacielem i kompanem do wspólnych zabaw. Jest niezwykle pomocny i lojalny, marzy o byciu muzykiem, co nie podoba się jego dziadkowi, który przyszłość wnuka widzi w college’u.
„Małe kobietki” mnie oczarowały. Przede wszystkim ogromnym atutem tej pozycji jest jej uniwersalność – pomimo faktu, w jakich czasach rozgrywa się jej akcja, odnosiłam wrażenie, że zmartwienia, troski, jak i ambicje bohaterów mogłyby równie dobrze dotyczyć współczesnych młodych ludzi. Co dla mnie najważniejsze, bardzo polubiłam cztery zwariowane siostry i ich przyjaciela, i poczułam, że stali się oni i moimi przyjaciółmi, bratnimi duszami. Choć jestem wiele lat starsza nawet od szesnastoletniej Meg, w codziennych rozterkach dziewcząt dostrzegłam swoje własne, w ich ambicji dążenia do celu i spełniania marzeń odnalazłam odzwierciedlenie postawy, którą sama chciałabym wypracować, a ich motywacja spływała na mnie i napędzała do działania. Ponadto historia sióstr przypominała mi o tym, jak wielka jest siła miłości i przyjaźni, i jak ogromną rolę w życiu każdego z nas odgrywa wsparcie bliskich nam osób. Właśnie to jest dla mnie siłą tej książki – opowiada o nas samych. W dziewczętach uwielbiałam ich radość życia i umiłowanie codzienności, która choć niekiedy bardzo trudna i niepozbawiona narzekań, była dla nich źródłem szczęścia i radości.
Choć książka prawdopodobnie przyciąga bardziej kobiece grono czytelników, myślę, że i część mężczyzn byłaby w stanie poddać się jej urokowi. Co więcej, w mojej opinii pozycja ta idealnie nadaje się do kanonu lektur szkolnych, gdyż jej urzekająca prostota i uniwersalne przesłanie mogłyby trafić w umysły i serca młodych ludzi, tak często zagubionych na swojej własnej wyboistej drodze życiowej.
„Małe kobietki” Louisy May Alcott otulają atmosferą przyjaźni, miłości, radości z małych spraw i przypominają, by mieć nadzieję, nawet gdy rzeczywistość jest mniej kolorowa, niż byśmy tego pragnęli. Kto raz wsiąknie w ich świat, nie będzie chciał z niego wychodzić.