Mam pewien problem z tą powieścią, bowiem spodziewałem się nieco czegoś innego. Musiałem więc usiąść, tak na spokojnie i przemyśleć sobie to co przeczytałem, co już na wstępie nich będzie dla Was wskazówką, że "Następcy" nie są szybką, ani łatwą lekturą. Choć sam początek zdawał się zwiastować coś zupełnie odwrotnego.
No dobra, zacznijmy może od fabuły. "Następcy" Josepha Conrada i Forda Madoxa Hueffera, zaczynają się trochę w duchu powieści H.G. Wellsa. Głównym bohaterem tej historii - bohaterem i narratorem jednocześnie - jest początkujący, ledwo wiążący koniec z końcem, angielski pisarz Arthur Entchant-Granger. Pewnego dnia spotyka tajemniczą kobietę, której imienia nigdy nie poznamy, a która zaczyna opowiadać naszemu poczciwemu Arturowi o tym, że pochodzi z Czwartego Wymiaru i wraz ze swoją rasą planują przejąć Ziemię. Myli się jednak ten, kto w tym momencie spodziewa się kolejnej "Wojny światów". Nie łudźcie się, bo ta inwazja będzie zupełnie inna. Wymiarowcy dysponują całym zastępem agentów, którzy są rozlokowani w strategicznych brytyjskich instytucjach. Również nasza nieznajoma, podając się za siostrę Arthura, wchodzi na londyńskie, a tajże europejskie salony i zaczyna mieć wpływ na kreowanie rzeczywistości, a sam Arthur, wiedząc o wszystkim, jest coraz bardziej rozdarty moralnie, bowiem ze znajomości z Obcymi czerpie niemałe profity, z drugiej jednak strony obawia się konsekwencji swojej kolaboracji i milczenia. Czy zatem pozbawionym zasad, uczuć i skrupułów Wymiarowcom uda się cichy podbój Ziemi?
"Następcy" to powieść z 1901 roku i zdaniem wielu stoi za nią przede wszystkim Ford Madox Hueffer, a rola Josepha Conrada ograniczyła się właściwie jedynie do gruntownej redakcji tekstu. Generalnie zamysł był taki, aby stworzyć swego rodzaju polityczny manifest poparcia dla pewnych decydentów i to na pewno się udało, co z perspektywy czasu i z uwagi na to, że jesteśmy polskimi czytelnikami, angielska polityka z przełomu XIX i XX wieku, to temat, które zapewne niewielu z nas pasjonuje. Cała fabularna intryga opiera się na - właśnie - polityce i sam ten fakt, sprawia, że "Następcy" nie należą do lektur najlżejszych. Jednak, ok, polityka to jedno, a powieść nie opiera się wyłącznie na niej. Hueffer i Conrad zadbali o to, aby czytelnikowi cały czas towarzyszyło uczucie niepewności, czyhającego obok zagrożenia, niepokoju, ale również nierzeczywistości. Jednocześnie, co może być pewnym paradoksem, fantastyka w tej powieści przedstawiona jest bardzo oszczędnie, choć sam początek zapowiadał coś zgoła innego, bardziej w duchu "Wojny światów", niż podrasowanego "House of Cards", ale bardzo szybko ta pierwotna koncepcja całkowicie się rozmywa. Byłbym jednak nieuczciwy, gdybym uznał "Najeźdźców" za książkę złą. Nie, wręcz przeciwne, jest całkiem dobrze napisana, ma swój specyficzny, wręcz unikatowy klimat, a w bonusie dostajemy świetny tekst Katarzyny Koćmy, która w obszernym posłowiu opowiada nam o kulisach powstania powieści oraz o samej fabule, która w kilku momentach wyraźnie nawiązuje do "Jądra ciemności" - najsłynniejszego dzieła Conrada. Mówi się nawet, że "Najeźdźcy" to swego rodzaju sequel, ale ja bym aż tak mocno tym pojęciem nie szarżował. Obie powieści kotłują się co najwyżej w tym samym uniwersum, co dla fanów Josepha Conrada może być niewątpliwym smaczkiem.
Co jest najmocniejszą stroną "Następców"? Myślę, że sama intryga i pomysł na przedstawienie inwazji Obcych w tak nieoczywisty sposób. A najsłabszą? Zdecydowanie dialogi, ale to jest generalnie bolączka klasycznej literatury, która ma w metryce 100+. Na plus idzie też ciekawa okładka Joanny Widomskiej, która świetnie oddała klimat retro. Na minus: zbyt wiele polityki, salonowym niuansów, a za mało fantastyki. Niemniej, pozycja warta poznania, ale adresowana raczej do koneserów sci-fi i do tych, co szukają nieszablonowej literatury o zapachu kurzu i starej biblioteki.
© by MROCZNE STRONY | 2023