„Zapach śmierci” to już szósta część serii thrillerów o antropologu sądowym — Davidzie Hunterze. Jest to zarazem jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie powieści roku ubiegłego, i aż dziwi mnie, że nie przeczytałam jej od razu po zakupie. Nie powinnam była zwlekać. Tego jestem pewna w stu procentach.
Opuszczony już szpital Świętego Judy to miejsce, gdzie bywają bezdomni, dilerzy oraz narkomani. Od teraz jest to również miejsce odnalezienia ciała ciężarnej kobiety. Nawet Hunter nie potrafi określić tego, jak długo musiało tam leżeć. Gdy zapada się podłoga strychu, na jaw wychodzą nowe mroczne sekrety. Ukryty pokój zastawiony łóżkami okazuje się nie być pusty. Sprawa komplikuje się, a do gry wkracza David Hunter.
„Ludziom zwykle wydaje się, że natychmiast rozpoznaliby zapach śmierci. Że rozkładowi towarzyszy szczególna, charakterystyczna woń, paskudny trumienny odór. Mylą się. Proces rozkładu jest bardzo złożony. Żeby żywy niegdyś organizm zamienił się w szkielet, obrócił w kości i minerały, najpierw musi przejść długą biochemiczną drogę.” Na kolejną część serii nie przyszło nam długo czekać. „Zapach śmierci” doczekał się polskiej premiery w odstępie zaledwie dwóch lat od premiery tomu piątego – „Niespokojnych zmarłych”. W związku z tym miałam lekkie obawy, choć z drugiej strony wyczekiwałam daty wydania powieści z niecierpliwością. To, co z pewnością mogę na wstępie powiedzieć to, to że nie rozczarowałam się nią.
„Woń rozkładu może obejmować wszystkie te nuty zapachowe, tworząc bukiet tak złożony jak w dobrym winie. A ponieważ nieprzewidywalność jest dominującą cechą śmierci, to ta nieraz anonsuje swoją obecność zupełnie inaczej. Czasami w najmniej oczekiwany sposób.” Dość widoczną cechą twórczości Simona Becketta jest, to iż skupia się on na chłodnym podejściu do opisywanego przez siebie tematu od strony medycznej. Opisywane przez niego procesy zachodzące w ludzkim ciele po śmierci są szczegółowe i dokładne. Choć sam autor nie posiada dużego doświadczenia w antropologii, na której stricte oparte są jego utwory, tak chętnie korzysta z pomocy bardziej doświadczonych od siebie ludzi oraz autorytetów w tej dziedzinie, co przekłada się na znakomite rezultaty. Patrząc jednak na to, iż wszystkie części serii z Davidem Hunterem są naszpikowane opisami tego typu, książka ta, jak i pozostałe nie przypadną do gustu każdemu czytelnikowi. Trzeba wziąć to pod uwagę sięgając po twórczość tego autora.
„Śmierć czasem tak działa. Bywa, że dopiero kiedy jest już za późno, zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele ktoś dla nas znaczył.” Choć „Zapach śmierci” jest naprawdę godną uwagi pozycją, to nie umknęły mi również mankamenty, przez które powieść tę czytałam dłużej niż poprzednie tomy. Mam duże wrażenie, że Simon Beckett zbyt rozczulił swojego bohatera. Jest tu zdecydowanie bardziej emocjonalnie niż w reszcie książek z cyklu. Widać, z czym mierzył się Hunter od początku serii, co wywarło na nim taki wpływ i poniekąd zmieniło charakter antropologa. Przy tego typu powieściach jestem nastawiona na bardziej wartką akcję, której tutaj nie było przez zdecydowaną większość czasu. Nie jestem czytelnikiem, którego interesują wątki obyczajowe, a że dostałam ich więcej niż oczekiwałam, to obniża to moją ocenę w całej skali. Myślę, że to właśnie przez to, książkę czytało mi się wolniej, a nawet w niektórych momentach nudziła mnie. Mimo wszystko to, jak autor zakończył tę powieść jest rewelacyjne. Akcja nabiera tempa w ostatnich rozdziałach, dzieje się tu wszystko to, czego brakowało mi podczas czytania jej na początku, a powieści z cyklu przeplatają się ze sobą. Największe emocje podczas lektury wywierały we mnie momenty, w których najważniejszym elementem był ten z poprzedniego tomu, a który wywiera silny wpływ na Davida Huntera. Dlatego też przestrzegam czytelników, którzy czytają serie książkowe w kolejności wydania, aby nie pomijali żadnej książki o antropologu sądowym. Całość oceniam zdecydowanie na plus i zachęcam Was, abyście sięgali po twórczość Simona Becketta. Zdecydowanie warto.
https://marionetkaliteracka.com/