Wiecie, że za każdym razem, kiedy jakaś historia staje się moją ulubioną, paradoksalnie mam problem z tym, żeby ubrać w słowa to, co na jej temat myślę? Tak było również w tym przypadku. Człowiek wchodzi w daną fabułę na tyle, że chce, aby inni potencjalni czytelnicy mogli zachłysnąć się nią w ten sam sposób.
"Był zdeterminowany, by jak najszybciej przygotować się do punktu kulminacyjnego ułożonego planu, a tym samym dokończyć swoją kolekcję."
Powyższy cytat zdecydowanie oddaje w najbardziej skrócony sposób to, czego można się spodziewać, chociaż i tak mnóstwo rzeczy Was zaskoczy.
Charelle Clark, główna bohaterka, od pewnego czasu nie może poradzić sobie z ogromna stratą. Utrata przyjaciółki, która została brutalnie zamordowana oraz pewne zapiski, które odnajduje, sprawiają, że bohaterka trafia do miasteczka zwanego Devine. Czy uda jej się odkryć tajemnicę, skrzętnie skrywaną przez osobę, która ma kobietę na oku?
Dwóch mężczyzn, którzy pojawią się w życiu Charelle bardzo Was zainteresuje. Pierwszym z nich jest Hunter Palmer, który jest szanowanym lekarzem. Takiego mężczyzny - kontaktowego, pogodnego, wykształconego, niezwykle przystojnego, pragnie każda kobieta, prawda? Absolutnie nie ukrywa swojego zainteresowania nowo przybyłą do Devine.
Drugi z nich jest jego przyjacielem, a jednocześnie przeciwieństwem. Dexter McCoy (mój Dexiu!), odrobinę zdystansowany samotnik, który mieszka na uboczu. Cóż, jemu również bohaterka utkwiła w głowie, ale z jakiego powodu? Tę zagadkę będziecie musieli rozwiązać sami.
Autorka rozpoczyna książkę z ogromnym przytupem, przez który szczęka już opada, a to dopiero początek tej przeprawy. Z każdą stroną wciąga nas w rozwiązywanie sprawy na własną rękę, w poznawanie głównych bohaterów oraz nawiązywanie różnych relacji między nimi. Ale, ale, przystopujcie. To, że ona jest jedna, ich dwóch, nie oznacza, że będzie to płomienny trójkąt. Co to, to nie. No dobra, sceny wywołujące wypieki będą, obiecuję. Natomiast klimatycznie, fabularnie, bliżej tej historii do czegoś bardziej mrocznego. Do thrillera, który wzbudzi zainteresowanie, zaskoczy Was swoim finałem, pomysłowością. Dlatego też będę podkreślała na każdym kroku, że nie jest to historia dla każdego (chociaż chcę, żeby jak najwięcej osób po nią sięgnęło), ponieważ zawiera wiele scen, które mogą w niektórych wywołać obrzydzenie, zniesmaczenie, czy najzwyczajniej w świecie przestraszyć. Dokładnie tak, na próżno szukać tu kolorów tęczy. No, może kilka bledszych odcieni się znajdzie.
Dla mnie jest to książka na bardzo wysokim poziomie. Tego zdania nikt nie ma szansy zmienić. Bohaterowie zostali wykreowani w taki sposób, że w połączeniu z całością fabularną, do późnego momentu nie wiemy co i jak. Nie są to upłycone postaci, a ich psychologia nie została pominięta, a wiadomo, że ja grzebać w ich głowach uwielbiam. Idealnym zwieńczeniem było oczywiście otworzonie czytelnikowi oczu na to kto i dlaczego działał w taki, a nie inny sposób. Czapki z głów za pomysł na taką właśnie historię i poprowadzenie jej tak, a nie inaczej.
Klimat miasteczka w stanie Teksas, do którego trafiła Charelle, w którym toczy się akcja, został oddany wyśmienicie. Małomiasteczkowa forma wzbudza we mnie dodatkowy niepokój w książkach tego typu. Z jednej strony mieszkańcy bywają niezwykle mili, pomocni, wszyscy się znają. Z drugiej zaś, to właśnie w takich miejscach nikt nie podejrzewa nikogo o cokolwiek złego, a już na pewno nie o takie brutalne czyny, których dopuścił się tytułowy bohater.
Autorka zafundowała mi przygodę życia. Przy trzecioosobowej narracji, której wielu unika, nie sprawiła, że było nudnie, monotonnie. Dopracowała ją wyśmienicie, co tylko spowodowało, że każdy czytelnik może wczuć się w rolę obserwatora czającego się za rogiem. Tylko pamiętajcie, żeby się nie ujawnić, bo może grozić to niebezpieczeństwem...