Izabela Grabda, zdobywczyni trzeciego miejsca w Pierwszym Konkursie Literackim Wydawnictwa Inanna, niedawno w świat czytelniczy wypuściła swoją trzecią powieść, pt. "Zmarnowany rozsądek". I właśnie ta, ostatnia powieść autorki, której nazwisko nie było mi obce, znalazła się w moich rękach.
Co zwróciło moją uwagę w tym przypadku? Z pewnością okładka, wpasowująca się w mój gust, oraz tytuł. No i oczywiście główną rolę odegrała ciekawość. Nie tylko dotycząca samej historii, lecz i stylu autorki.
***
Aleksandra prowadzi swój zakład fryzjerski, ma kochającego męża (a przynajmniej tak się jej wydaje), czuje się spełniona i szczęśliwa. Uzdolniona w swoim fachu, swój zawód wykonuje z prawdziwą pasją, jest samodzielna, odpowiedzialna, pewna siebie, pracowita i skromna.
Marcel to miłośnik kobiecych wdzięków, folgujący swoim wszelakim zachciankom (tym bardziej uparty w ich zaspokajaniu im trudnej mu je zrealizować) to uzdolniony, zdobywający sławę pisarz kryminałów, którego sława jest równie duża jak jego ego.
Pewnego dnia życie tych dwóch osób zmienia się, a ich niewinne z pozoru spotkanie to dopiero początek niezwykle emocjonujących perypetii.
***
"Lusia postawiła go pod ścianą i przeładowała karabin maszynowy. Teraz trzymała palec na spuście i czekała, a on nie miał możliwości ucieczki."
***
Ledwo zaczęłam czytać i poznałam częściowo Marcela pomyślałam, że straszny z niego palant. Zrodziła się we mnie także wątpliwość czy dam radę razem z nim przebrnąć przez ponad 350 stron, bo przecież nie mogłam omijać rozdziałów jemu poświęconych. Na szczęście, moje postrzeganie tego bohatera nieco się zmieniło. Kończąc czytać dalej uważałam go za palanta, miałam ochotę zasadzić mu solidnego kopa w... no, zwrócić mu uwagę miałam ochotę, ale przynajmniej rozumiałam motywy jego postępowania.
I to mi się strasznie, ale to strasznie podobało u Izabeli Grabdy. To, czyli spójność psychologiczna. Marcel zachowuje się tak a nie inaczej, bo niesie ze sobą bagaż doświadczeń. Doświadczeń, które poznajemy stopniowo, a jest przy tym bardzo realistycznie przedstawiony. Oczywiście styl jego życia i pewne zachowania wobec Oli są karygodne, ale wszystko ze sobą współgra. Poza tym, postać ta mimo wzbudzenia początkowo tylko negatywnych odczuć, miała w sobie coś także co mnie do niego przekonywało. I nie, nie Marcel Braun nie został moim kolejnym, książkowym mężem ;)
Pozostali bohaterowie, niezależnie od tego czy pojawiali się sporadycznie, czy tylko na chwilę (jak matka Marcela) także byli dobrze napisani, charakterystyczni i z całą pewnością nie papierowi. Jak tak rozmyślam o tych bohaterach, to był ktoś kto mnie drażnił o wiele bardziej niż Marcel, była nią przyjaciółka Oli - Sylwia.
Postacią, którą sobie niemalże ukochałam była babcia Lusia. Rewelacyjna starsza pani, pełna mądrości życiowej, empatii i wrażliwości, ale o hardym charakterze.
Uwielbiam postaci, które mają realny wpływ na moje odczucia podczas czytania. Izabela Grabda mi takowych zapewniła, za co bardzo dziękuję.
***
" - (...)W życiu nie liczy się biżuteria, tylko osoba, która ją nosi. To człowiek nadaje blasku klejnotom, nie odwrotnie."
***
Czyta się bardzo szybko i bardzo przyjemnie. Z pewnością Izabela Grabda udowadnia, że potrafi dobrze pisać. Historia Oli i Marcela, choć nosi znamiona oklepanego wątku, umiejętnie trzymała mnie w napięciu. Po spokojniejszych scenach, gdy opadał kurz po wcześniejszych rewelacjach, następowały kolejne, nie mniej zaskakujące. A potem odwróciłam ostatnią kartkę, ujrzałam napis: koniec części pierwszej i myślałam, że mnie trafi. No jak to tak! Jak można zakończyć w takim momencie? I po takiej reakcji Marcela? Droga Autorko, czym prędzej poproszę o kontynuację.
***
Już na pierwszych stronach zwróciłam uwagę na pewien poruszony, nie wiem czy świadomie, czy nie, aspekt: atmosfery w pracy. Świetnie obrazuje to poniższy cytat:
" - Widzę, że macie wesoło w pracy?
- Staramy się o dobrą atmosferę w pracy - odpowiedziała, patrząc na niego roześmianymi oczami.
- Szefostwo nie ma nic przeciwko? To trochę nieprofesjonalne podejście do klienta.
Natychmiast spoważniała.
- Nie słyszałam jeszcze o przypadku, żeby wesoły i zadowolony pracownik źle wykonywał powierzone mu obowiązki. Zestresowany i ponury na pewno robi błędy."
Inną sprawą jest kreacja głównej postaci kobiecej. Pod względem figury Ola nie jest idealna (w ten kreowany w mediach sposób). Cieszę się, że autorka stworzyła właśnie postać, z którą wiele kobiet może się utożsamiać. No i doskonale, że Marcel nie zwrócił w pierwszej kolejności uwagi na jej pupę, czy biust, ale na głos. Z tym, aby bohatera uwiodły walory głosowe kobiecej postaci spotkałam się po raz pierwszy.
***
Podsumowując, "Zmarnowany rozsądek" Izabeli Grabdy to bardzo dobrze napisana historia. Owszem, opiera się na schematach, ale jej niewątpliwym atutem są kreacje bohaterów: wyrazistych, dobrze przemyślanych i z solidnym, psychologicznym zapleczem. To tacy bohaterowie, jakich bez wątpienia można spotkać w życiu. To także troszkę bajka, w której można żyć bez przejmowania się pieniędzmi, gdzie trzydzieści tysięcy to drobne na waciki, a nie wartość dziesięciomiesięcznej, albo i rocznej pensji. Ale z drugiej strony... Przecież świat bogatych krezusów istnieje tuż obok rzeczywistości zwykłych zjadaczy chleba.
To opowieść o miłości, która wkrada się troszkę nieproszona i z którą bohaterowie nie do końca potrafią sobie poradzić. Naszpikowana emocjami, a do tego napisana z wprawą, z pewnością umili Wam czas.
Czy polecam? Jak najbardziej.