moja ocena będzie długa, jednak znacznie lepsza jakościowo niż "TRZY", Anity Szczepuły, bez umniejszania autorce... Ale...
To start
Wyobrażam sobie swoje serce jako kieliszek (raczej kielich) – pisze w jednej swej myśli autorka, Anita Szczepuła – który całe życie czekał na wypełnienie odpowiednim winem (z najwyższej półki, najdroższym, z najlepszych szczepów, od najlepszego producenta). A kiedy już został napełniony, to wprost i obficie. Z pustego stał się całkowicie pełen (wypełniony bukietem smaków i zapachów – w końcu odkorkowana została jedyna z butelek tego rocznika, która posiada tak unikalną barwę smaków). To ja, mówi autorka Anita Szczepuła w „Trzy”, zbiorze przemyśleń ugrupowanych w trzy zbiory – WIARA, MIŁOŚĆ, WOLNOŚĆ. Ja owo serce, o którym ciągle mowa, porównałabym do pustego kieliszka, który Anita Szczepuła wypełnia tymi właśnie trzema zagadnieniami. Musi być wiara (w cokolwiek, w kogokolwiek), miłość (zwłaszcza do siebie samego, do dzieł swoich rąk, do świata i do życia) oraz wolność (stan spokoju duszy, wyciszenia wnętrza, zatrzymania w biegu). A kiedy owo niemożliwe staje się możliwe, po prostu będziesz wiedział.
Autorka rzucając odrębne zdania, czasem myśli wyrwane z kontekstu głębszych i dłużej przeżywanych emocji, bądź wzruszeń, spisuje je na poszczególnych stronach zostawiając – według mnie – dużo wolnego miejsca na własne dopiski. „Trzy” uważam za notatnik, za dziennik, który służy do wpisów własnych myśli, jakie przenikają nasz umysł każdego dnia. To taki łapacz impulsów, które spisujemy w momencie pojawienia, dla utrwalenia. Autorka wpisała swoje ujmując je w skrzętne zdania, a poniżej zostawiła miejsce dla mnie – dla czytelnika. Mogę dopisać swoje myśli do tych Szczepuły, mogę napisać wiersz, mogę nie pisać nic, mogę narysować coś, co akurat we mnie zakiełkowało. Ten notatnik ma być skrytką moich skrywanych dotąd słów. Odnoszę wrażenie, że moje osobiste zapisy dodane do tych istniejących już wpisów sprawią, że „Trzy” będzie kompletne, będzie pełne. Użyję nawet sformułowania – nasycone. Owe zapiski mogą mnie samą zaskoczyć gdyż okazać się może, że mam wiarę (bardzo głęboką), że miłość mam w sobie (i że mnie ona otacza), a do tego czuję się wolna (i szczęśliwa). Te uczucia budują pokorę wobec losu, nie inaczej. Pozwalasz przeznaczeniu ponieść się gdziekolwiek. Doznajesz bezinteresowności, prawdy i dobroci. To tak, jakby wiara otwierała oczy, miłość serce, a wolność duszę. Wyzbyty uprzedzeń otwiera się cały człowiek, jaśniejąc czystością najjaśniejszą. Bo, jak pisze Anita Szczepuła, trzeba zapomnieć o komforcie i gnać na przód w wolności serca. Gnać i żyć. Wolna natura pobudza wiarę w to, co teraz, w to kim się jest i w to, co będzie. Stajesz się wówczas najlżejszą materią unoszoną przez wiatr i prowadzoną przez niego poprzez świat. Trzeba tylko zaufać. Owa ufność – czego doszukałam się pomiędzy swoimi myślami – musi być osadzona w wierze, w miłości i w wolności.
Skaczę na trampolinę z bardzo dużej wysokości. Jeden mały błąd może kosztować życie, lecz... Lecz nie ma we mnie obaw. Po lekturze „Trzy” w moich myślach dochodzi do różnych spostrzeżeń i konkluzji, które się wzajemnie negują. A dlaczego?
Owe myśli rzucone przez Anitę Szczepułę są dla mnie niczym odkrywczym. Tak, każą zatrzymać się, zastanowić, jednak takie przemyślenia na niemalże każdy temat ma każdy z nas. Gdyby owe słowa ubrać w jakiś rodzaj poezji miałyby zdecydowanie więcej głębi i znaczenia. Można by mnożyć dywagacje na ich temat, toczyć niekończące się dysputy, analizy i wyciągać własny wachlarz znaczeń.
Słowa, jakie pisałam wcześniej to moje własne przemyślenia, nie pochodzą z „Trzech”. To słowa ze mnie, z mojego wnętrza, aczkolwiek Szczepuła ich nie sformułowała, nie napisała. To ja jestem autorką dopisanych słów, które są bardziej wartościowsze od tych nadrukowanych – nie ujmując nic autorce. Proste choćby „Believe. Truly believe. And miracles will happen” - niczym przecież nie zaskakuje. Dziecko to wie. Trzeba wierzyć w cuda.
„Trzy” podzielone jest na dwa działy. Jeden pisany po polsku, drugi pisany wa języku angielskim. I, jak czytałam, tak powiem szczerze, że ten drugi jest znacznie lepszy, inny w odbiorze aniżeli rozdział w naszym rodzimym języku. Te same myśli ujęte w obcym języku brzmią, jak muzyka... Destination, intuition, love, heart czy secret. Polskie słowa są sztywne, surowe, jakby kanciaste. A szkoda. Zresztą, moja druga uwaga – lepsze teksty piszę sama. Są chwile, gdy mój wzrok pada na krzew, na pąki łaknące promieni słonecznych i budzi się we mnie uczucie wiary w sens. W sens tego wszystkiego, co jest. I wierzę, że to jest dobre, a ciepło wypełnia mnie jak ten kielich wino. Nie potrzebuję „Trzech” by tego świadczyć, by o tym czytać, bo sama jestem księgą takich myśli. A szkoda, bo częstokroć niepozorne okładki książek okazują się skrywać moc, a tu? Ani okładki, ani jakiejś zaskakującej treści.
dziękuję@sztukater