O serii Pretty Little Liars jest głośno już od długiego czasu. Serial zdobywa coraz więcej fanów, a książki mu nie ustępują. Ich recenzje możemy czytać naprawdę często. Śmiało więc można przyznać, że jest to jedna z popularniejszych serii. U mnie miłość do niej zaczęła się od serialu, potem przyszła kolej na wersje papierowe. Do tej pory przeczytałam pięć tomów, a opinię o ostatnim z nich możecie właśnie przeczytać.
Do naszych Kłamczuch wracamy około dwóch miesięcy po zakończeniu akcji poprzedniej części. Podejrzany o zabójstwo Ali, znajduje się w areszcie i czeka na proces. Dziewczyny odkryły tożsamość A., które umarło podczas próby zabicia jednej z nich. Wydawać by się mogło, że mogą już spać spokojnie. Kiedy jednak ma rozpocząć się proces podejrzanego, akcja znów nabiera tempa. Na jaw wychodzą nowe wiadomości, a ktoś postanawia podszyć się pod A. i raczyć bohaterki niepokojącymi SMS-ami. W życiu prywatnym dziewczyn też wiele się dzieje. Aria po rozstaniu z Ezrą poznaje przystojnego malarza. Okazuje się, że jest to przyszły chłopak jej mamy. Mężczyzna jednak wysyła Arii sprzeczne sygnały, czym nie ułatwia jej życia. Spencer ciągle znajduje się w konflikcie z rodzicami. Sprawy nie ułatwia fakt, że zaczyna podejrzewać, że została adoptowana. Emily znów ma problemy z określeniem swojej osobowości. Spowodowane jest to spotkaniem pewnego chłopaka, do którego dziewczyna zdaje się coś czuć, co w jej sytuacji jest dość nietypowe. Mama Hanny dostaje nową pracę, w związku z czym do jej domu musi wprowadzić się ojciec z żoną i pasierbicą. Dziewczyny nie darzą się zbytnią sympatią, co musi niestety spowodować kłopoty.
Wiecie już, że od dłuższego czasu jestem wielką fanką Pretty Little Liars. Nie jest jednak tak, że nie dostrzegam błędów, bo widzę je aż za dobrze. Chciałabym, żeby ta jedna z moich ukochanych serii była bez skazy, ale tak nie jest. Czasem jest zbyt banalna, czasem zionie od niej płytkością i nieraz chciałoby się, żeby dane wydarzenie opisane było głębiej. Mimo to jednak seria ma coś w sobie. Jakąś magię i niespotykany klimat, co sprawia, że nawet błędy nie rażą, aż tak bardzo. To właśnie chyba przeświadczyło o sukcesie, który odniosła ta seria. Czyta się ją niespodziewanie lekko, a pod koniec chciałoby się, żeby wydarzenia jeszcze trwały i trwały. Zepsute jednak podobały mi się mniej, niż tom poprzedni. Wcześniej rozdziały o danej bohaterce kończyły się bardzo intrygująco, tak że po prostu trzeba było czytać dalej, żeby móc wrócić i przekonać się, co się stanie. Tu niestety tego mi zabrakło. W książkowych wersjach nie dostrzegamy również tak wyraźnie, jak w serialu, przyjaźni między dziewczynami. Relacje, które je łączą ogląda się świetnie i szkoda, że nie ma ich tak wyraźnie zaznaczonych w książkach. Miałam też wrażenie, że w piątym tomie dzieje się, jakby mniej. Może dlatego, że w czwartej części wydarzyło się naprawdę wiele i teraz trudno było to powtórzyć, ale jednak brakło mi trochę dreszczyku emocji, niedopowiedzeń i tej tajemnicy, która towarzyszyła mi wcześniej.
Pretty Little Liars to seria, gdzie bohaterki są niezwykle charakterystyczne. Nie ma tu mowy o tym, żebyśmy mogli je nazwać szarymi myszkami. W Zepsutych dziewczyny miały chwilę na odpoczynek od nękających je SMS-ów. W ich życiu jednak nawet bez A. coś się działo. Muszę przyznać, że w tej części moją wielką sympatię zdobyła Emily. Zwykle zwracałam na nią najmniejszą uwagę, nie nie lubiłam jej, ale jednak także nie uwielbiałam. Tutaj, jakimś sposobem zapunktowała sobie u mnie. Denerwowała mnie natomiast Hanna. Nie zmieniło się to w sumie od poprzednich tomów. Jej serialowa wersja charakteryzuje się wielkim poczuciem humoru, książkowa natomiast irytuje na każdym kroku. Jest płytka i niestety sama lektura na tym traci. Spencer i Aria pozostają świetne, jak zwykle.
Choć Zepsute podobały mi się mniej, niż tomy poprzednie, to moja miłość do całej serii nie zgasła. Na półce już czekają Zabójcze i mam cichą nadzieję, że piąty tom był jednorazowym spadkiem formy, a w kolejnym autorka pokaże, na co ją stać i wróci do poprzedniego genialnego stylu. Całość jest naprawdę świetna! Mamy tu i zapadające w pamięci bohaterki, i zagadkę do rozwiązania, a lekki język sprawia, że czytanie nie nudzi. Tym, którzy nie poznali jeszcze przygód Kłamczuch, polecam je z czystym sercem!