"Emocje w końcu zawsze znajdą jakieś ujście".
Już w trakcie lektury tego świetnego debiutu wyszukałam tytułową symfonię Cevenole, której nazwa podobnież powstała od gór Cevennes. To zadziwiające, jak łagodność wybrzmiewająca z nut tego utworu współgra z klimatem pewnej okrutnej zbrodni w uzdrowisku. Ten kontrast to jednak nic nowego, bo przecież dobro i zło od wieków ścierają się ze sobą, budując w ten sposób tak wielowymiarowy obraz naszego życia.
Marek Żaromski to mieszkający w Rymanowie-Zdroju, nauczyciel historii. Szczęśliwy mąż Marzenki, tata Kacpra i Emilki.
Rok 1964. Anna Małecka, córka przedwojennego satyryka prowadzi elegancki pensjonat w górach, w którym głównie goszczą PRL-owskie wyższe sfery. Właścicielka słynie z dyskrecji, dlatego nie narzeka na brak pensjonariuszy. Wszystko ulega zmianie, gdy w kurorcie zostaje popełnione morderstwo. Śledztwo w sprawie tej okrutnej zbrodni prowadzi młody porucznik milicji obywatelskiej Krzysztof Pol, a pomaga mu jego wuj Stanisław Gorszewski, obarczony skomplikowanym życiorysem.
Za sprawą takich książek, jak "Cevenole. Zbrodnia w uzdrowisku" otrzymujemy niepowtarzalną okazję do poznania lub w przypadku starszych czytelników, przypomnienia sobie klimatu dawnych czasów, które już minęły. Marek Żaromski swoim retro kryminałem zabiera nas bowiem w podróż do epoki PRL-u, do roku 1964, w którym to Telewizja Polska wyemitowała 1. odcinek serialu Bonanza, w którym ogłoszono tzw. plan Gomułki, a w książkowej Willi Fraszka popełniono morderstwo. Mamy więc dwie płaszczyzny, czyli pytanie kto zabił i z jakiego powodu oraz fabułę osadzoną w realiach minionej epoki. Obydwie równie pociągające dla współczesnego czytelnika.
Marek Żaromski w swojej książce sprawnie łączy klasyczną formę powieści kryminalnej z duchem neomilicyjnego nurtu. Takie elementy świata przedstawionego, jak kameralna fabuła, milicyjne śledztwo i detektyw amator łączą się bowiem z tematami, jakie w typowym kryminale z tamtych czasów raczej próżno szukać. Mowa tutaj głównie o interesach i wewnętrznych rozgrywkach Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Poza tym, abstrahując od samego ideologicznego wymiaru tamtych czasów, nie sposób nie docenić ukazanego przez autora klimatu Polski Ludowej, w której na przyjęciach na cześć pisarzy pojawiały się nawet znikające w szybkim tempie banany. Autor wplata w kryminalną osnowę takie smaczki, które łatwo wychwycić, a które dziś mogę robić na czytelnikach niemałe wrażenie.
Stanisław Gorszewski, chyba najbardziej nietuzinkowa postać tej książki, prowadząc swoje amatorskie śledztwo w myśl trzech składowych, czyli prawdopodobieństwa, motywu i możliwości, odkrywa przed czytelnikiem świat ludzkich namiętności i demonów. W tej książce nic nie jest bowiem takie, jakie się wydaje, a sama zagadka morderstwa z każdą stroną staje się coraz bardziej zagmatwana. Marek Żaromski serwuje tym samym czytelnikowi niedające się łatwo odkryć modus operandi sprawcy z plot twistem w finale. A ja właśnie o tym zwrocie akcji chciałabym chwilę porozmawiać z Panem Stanisławem i jego przyjacielem Teofilem w powieściowej bibliotece. To byłoby coś!
Komu tęskno do klasycznych fabuł kryminalnych, ten z pewnością nie zawiedzie się na książce Marka Żaromskiego, który serwuje to, co doskonale znamy i lubimy. "Cevenole. Zbrodnia w uzdrowisku" to bowiem wyrazista fabuła, obrazowe oddanie klimatu PRL-u, wiarygodne postacie i przede wszystkim pomysłowa intryga. A wszystko to skąpane w oparach kunsztownej muzyki wybrzmiewającej z kultowego gramofonu Bambino.