Zaczęłam od przesłuchania tytułowego utworu, lubię muzykę klasyczną, ale tego kompozytora nie znam, więc byłam mocno zainteresowana. Słucha się przyjemnie, ale nie wywarło to na mnie takiego wrażenia, jak na autorze i bohaterze powieści, może powinnam wziąć to pod uwagę przed lekturą?
A może za późno przeczytałam recenzję, którą napisał @atypowy i książka czekała już na swoją kolejkę, kiedy dowiedziałam się, jak bardzo jest napchana modlitwami?
Ale w gruncie rzeczy nie o to chodzi, choć te wszystkie maryjne i inne święte odwołania budziły moją coraz żywszą niechęć, rozumiem, że ktoś jest wierzący, ale nie lubię, kiedy się tym epatuje.
Autor napisał kryminał, jaki sam chciałby przeczytać - klasyczny, bez epatowania makabrą, teoretycznie powinien się wpisać w moje upodobania, bo takie kryminały lubię, tym niemniej - jakoś mu się nie udało. Może on chce takie czytać, ale ja kolejnej jego książki nie wezmę do ręki.
Szczerze mówiąc, potwornie się wynudziłam. Nikt z bohaterów powieści nie zaskarbił sobie bodaj grama mojej sympatii, nie polubiłam ani Stanisława Gorszewskiego (może jego nadmierna religijność miała na to wpływ, a może po prostu był nieciekawy?), ani porucznika Krzysztofa Pola (czy każdy gliniarz mając jakiś problem musi się zamykać z butelką wódki, a potem warczeć na rodzinę?), ani nawet ofiary, która w moim odbiorze też była zupełnie nijaka.
Nawiązania do przeszłości, Ubecy, goście pensjonatu będący na zbyt wysokich stołkach, żeby przyzwoic...