Ta historia wstrząsa, ta historia nie daje spokoju.
Powiem szczerze, że zupełnie się tego nie spodziewałam i Ania Rozenberg kompletnie zwaliła mnie z nóg.
Powieść wywołuje lawinę skrajnych emocji, wbija w fotel, a pojawiające się obrazy nie chcą znikać spod przymkniętych powiek. To było mocne, bardzo mocne uderzenie ze strony autorki. To jej zupełnie inna odsłona niż ta, do której mnie przyzwyczaiła w fantastycznej serii o Redfernie.
"Zawsze będziesz winna" to krótka historia o przemocy.
Przemocy, która jest obecna, widoczna i namacalna lub skrywa się w ciszy, za zamkniętymi drzwiami, w czterech ścianach. O niej się słyszy, czyta, ogląda. Ona jest. Statystyki podają przerażające dane dotyczące przemocy wobec kobiet i dzieci. Sprawcami są przede wszystkim mężczyźni.
Na początku nie wiedziałam, czy wgryzę się w tę opowieść, ale potem wciągnęła mnie, przeraziła i zaprzątnęła myśli.
Helen, bohaterka tej historii doświadczyła przemocy na każdym etapie swojego życia. Jako mała dziewczynka, jako nastolatka i dorosła kobieta.
To co Helen uczyniła, aby wyrwać się z kręgu przemocy jest szokujące. Jednak jestem w stanie zrozumieć jej desperację. Niestety jej decyzje doprowadzą do dramatycznych konsekwencji.
Więzienia pełne są kobiet, które w podobnych okolicznościach posunęły się do ostateczności.
Rodzinne relacje, które przedstawia autorka są tak koszmarne, rozpaczliwe i wstrząsające, że ogarnia przerażenie, niezrozumienie i poczucie niemocy.
Wydawałoby się, że Helen jako była policjantka powinna mieć "psi" instynkt, jednak sama nie potrafi wyrwać się z kręgu przemocy, przepełnia ją uciążliwe poczucie winy.
One: dziewczynki, kobiety, ofiary przemocy zawsze będą czuły się winne w oczach swoich, w oczach agresora, i być może w oczach innych ludzi.
Kobiety - ofiary, przyciągają przemocowców. Ale żadna, absolutnie, żadna nie jest winna tego, co ją spotyka, tego na, co się godzi. Zero tolerancji dla wszelkich rodzajów przemocy; fizycznej, psychicznej, czy ekonomicznej. Słabość, wrażliwość, uległość niestety przyciąga katów.
Jednego jestem pewna, gdzieś na wczesnym etapie życia została zaburzona równowaga w potrzebach miłości, bezpieczeństwa i autonomii. Prawie zawsze kładzie się to cieniem w dorosłym życiu. Na jakimś etapie życia, ktoś zabrał im poczucie wartości, godności i szacunku, ktoś nie nauczył mówić "nie". Być może zabrakło wsparcia matki lub odczuły obojętność ojca, być może pochodzą z przemocowego środowiska i powielają zachowania wyniesione z domu. Historii może być wiele, ale na pewno gdzieś dawno temu zaczął się proces wzrastania do bycia ofiarą.
Autorka akcję powieści osadza w Anglii, tam mieszka, żyje i tamte klimaty są jej dobrze znane, ale historia mogłaby wydawać się wszędzie.
Czytałam to z przerażeniem i poczuciem, że takie kobiety są blisko nas, znamy je, mijamy na ulicy...
Zakończenie pozostawia czytelnika w szoku. Ja miałam ciary.
To nie jest tylko thriller, to krzyk na niegodzenie się na to, co spotyka kobiety, takie jak Helen. To głos, by nie pozostawać obojętnym na przemoc, która się dzieje gdzieś obok nas. Trzeba patrzeć by widzieć, trzeba słuchać, by słyszeć, trzeba empatii, by nie pozostać obojętnym i trzeba odwagi, by przeciwstawiać się złu.