Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z autorem Piotrem C, a przecież ma na swoim koncie już całkiem sporo książek. Z tego co się orientuję, wzbudza wśród czytelników skrajne emocje. Jedni uważają, że trzyma poziom i lubią jego styl. Drudzy, nastawieni bardziej sceptycznie nie zauważają w jego twórczości niczego wyjątkowego. Przyznam, że sięgnęłam po „Ostatnie tango” z nadzieją, że dołączę do tej pierwszej grupy optymistów, ale tak się niestety nie stanie. Na szczęście do tej drugiej grupy bardziej krytykujących też nie powiem, że się zaliczam, bo katastrofy z pewnością to nie było. Wychodzi, że jestem między młotem a kowadłem i potrzebuję przeczytać więcej książek Pana Piotra, żeby jakoś bardziej zdecydować się w jaką stronę moje (nie)upodobanie może pójść. Póki co oceniam na pięć z plusem, którego akurat w gwiazdkach nie widać.
Przyznam, że „Ostatnie tango” czyta się wyjątkowo szybko i płynnie… ale bez szału. Poznajemy głównego bohatera Drwala, którego to pomimo swoich różnych nie do końca moralnych zachowań z pewnością da się jednak lubić. Można nie akceptować jego wyskoków, temperamentu czy ogólnie rzecz biorąc podejścia do życia… ale w końcu każdy żyje jak chce. A Drwalu żyje w sposób wyjątkowo ryzykowny. A to przeszłość niezbyt wesoła, chociaż swoje odsiedział. A to teraźniejszość według niego zbyt nudna, bo co ciekawego może być w pozornie ułożonym taksówkarzu?… Więc gdy jakimś niebywałym szczęściem wygrywa na loterii kupę kasy postanawia jeszcze bardziej zaszaleć, zanim jak już wcześniej zaplanował, zakończy ze swoim „nieciekawym” życiem.
Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają… Można, by się kłócić. Drwalu dzięki wygranej uderza na „Warszawkę” i odkrywa w zasadzie jeszcze większy… syf. Gacie szyte na miarę, drogie hotele, wyszukane owoce morza serwowane w ekskluzywnych restauracjach czy napalone laski, które bez żadnego problemu oddają się w naturalnie fizyczny sposób nie były w stanie zmienić jego zdania, a przecież może coś na siłę dawało Drwalowi znak, że jego życie ma jakiś większy sens i szkoda się zabijać?
„Bo każdy człowiek w pewnym momencie swojego życia staje przed lustrem i myśli: to, kurwa, wszystko było i jest bez sensu”
Tylko, że Drwalu pomimo swojej kreatywności, jakoś nie może znaleźć dobrego pomysłu i zdecydować w jaki sposób skutecznie siebie unicestwić… Sprawa niezwykle dramatyczna i poważna, ale napisana w taki sposób, że człowiek śmieje się z tej całej sytuacji. Absurdalność i niebywały splot ostatecznych wydarzeń sprawia, że finał jego (nie)śmierci okazuje się rozpoczęciem nowego rozdziału i nowego życia… Ba, oby tylko jednego. Totalnie nieprzewidywalny epilog może tylko zwiastować, że tango nie okaże się ostatnie i nastąpi jego kontynuacja. Bardzo bym chciała, bo jak na początku wspomniałam nie chcę kończyć swojej przygody z Piotrem C, na jednej książce, a tutaj rodzi się wyjątkowa okazja do rozwinięcia akcji. Grubej akcji…
Nie lubię cukierkowych historyjek. Tu romantyzmu wziętego z Kopciuszka kto szuka nie znajdzie. Nie przeszkadza mi, że autor stosuje przekleństwa czy wulgaryzmy. Taki styl pasuje do stworzonego bohatera i całej niespokojnej otoczki. Co wrażliwsi, zbulwersować się mogą zbyt intensywnymi opisami seksu… ale bez przesady, no też to tutaj pasuje i nie przekracza większych granic jakie mogłyby powodować oburzenie. W końcu jest to książka stworzona przez faceta o facecie dla facetów, którzy rozumieją pewnie lepiej niż niejedna kobieta jest w stanie zrozumieć „ból egzystencji” Drwala.
Zaintrygowana czekam na więcej.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl