„Zaginiony klejnot Ferrary” to książka autorstwa Grega Krupy, wydana przez Wydawnictwo LeTra.
Jest to naprawdę dobry, trzymający w napięciu thriller z historią sztuki w tle i malowniczą, włoską Ferrarą.
Zostaje zamordowany znany kolekcjoner sztuki. Młody dziennikarz Davide Dobravski zostaje przydzielony przez szefa redakcji do tego śledztwa i ma je prowadzić wraz z Dianą Leone, panią porucznik. Sprawa śmierdzi na odległość, a Montanari, szef redakcji, jest przekonany, że jeśli dobrze poprowadzi się tę sprawę i pozyska informacje, to każdy zyska coś dla siebie. Przecież tam, gdzie się coś dzieje, gdzie jest sensacja, pierwsza zawsze jest prasa. Presja jest ogromna. Sprawa komplikuje się w momencie, kiedy okazuje się, że z mieszkania ofiary znika cenny przedmiot.
Współpraca Davida i Diany od początku zapowiada się świetnie. Widać, że ta dwójka ma od dawna ze sobą na pieńku. Ich pierwsze spotkanie pokazuje, że będzie to duet napędzający akcję. Do tego dochodzi zauroczenie Davida sekretarką – Olivią, a także obecny partner Diany. Mieszanka wybuchowa.
Książka bazuje na sprawie zabójstwa i zaginionego przedmiotu. Autor urozmaica nam historię, pokazując, że nic nie jest tak łatwe, na jakie nam wygląda. Bohaterowie muszą dowiedzieć się, co tak naprawdę było przyczyną śmierci kolekcjonera sztuki, jak wiele on ukrywał. Nie jest to proste, a wręcz przeciwnie – bardzo niebezpieczne.
Davide wpada bowiem na trop szemranej organizacji, która zajmuje się poszukiwaniem cennego klejnotu. W akcję wplątani są potomkowie zakonu templariuszy i fałszywa policja. Nie wiadomo, komu można ufać. Historyczny zakon dokłada wszelkich starań, aby nikt nie dowiedział się, co było prawdziwym powodem śmierci ofiary. Członkowie zakonu, a w zasadzie osoby podające się za nich, dążą po trupach do celu.
Początkowe opisy sprawiają, że książka sprawia wrażenie, że będzie nużąca. Nic bardziej mylnego. Jesteśmy w stanie docenić to, co wykreował autor, co chciał nam pokazać. Udało mu się przenieść nas do Włoch, do Ferrary, dając namiastkę zupełnie innego „tu i teraz”.
Zresztą autorowi udało się to nie bez przyczyny. Greg Krupa zna włoskie realia od środka. Mieszka we Włoszech, zna Miasto Rowerów, jego uroki i specyfikę. Jest to bardzo ważne, aby autor opisywał coś, o czym naprawdę ma pojęcie, a nie pisał głupoty. Tutaj autor faktycznie pokazuje, że realia włoskie są jego konikiem, fascynują go.
Mam wrażenie, że Greg Krupa i jego styl pisania jest jak taki malutki robaczek, pełzający w naszym kierunku. Wiemy o jego obecności, tolerujemy, że sobie żyje i gdzieś pełznie, a w zasadzie nie zdajemy sobie sprawy, że robaczek ma na celu wpełznąć w nas i pozostać na zawsze. Może to słabe i dość paskudne porównanie, ale autor powoli, aczkolwiek sukcesywnie stara się dotrzeć do czytelnika, pokazując mu jak najlepiej to, co w nim siedzi. Umiejętność opowiadania, przedstawiania rzeczywistości, to niewątpliwa zaleta autora.
Książka jest gonitwą za klejnotem, akcją samą w sobie, zamieszczoną w spowalniających ją realiach. Wszystko to równoważy się w bardzo dobrym stopniu. Autor też wodzi nas za nos, nie podaje niczego jak na tacy. Jest pewien, że wie, co chce przekazać i robi to w przemyślany sposób. Od początku nie określa, kto jest tym „dobrym”, a kto „złym”. Każe nam cierpliwie czekać.
Do plusów książki należy dodać to, że jest to debiut autora, a jest on na wysokim poziomie. Jest to świetny pomysł połączony z dobrym warsztatem, wyobraźnią i umiejętnością zaciekawienia odbiorcy.
W książce znajdziemy zagadki, tajemnice, niebezpieczeństwa, wątek kryminalny, ale także bardzo dobrze pokazaną całą otoczkę włosko-artystyczno-zabytkowo-przyrodnicza.
Jeśli macie ochotę na bardzo dobrze zaplanowaną intrygę, pewnego rodzaju powiew świeżości, historię owianą tajemnicą, to sięgnijcie po „Zaginiony klejnot Ferrary”. Jest to swego rodzaju urokliwy, włoski przewodnik, odrywający od szarej rzeczywistości.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu LeTra.