Stwierdzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach jest powszechnie znane. Ludzie na jego dźwięk ze zrozumieniem potakują głowami, mając gdzieś przed oczami obraz zbyt wścibskiej ciotki plotkującej na prawo i lewo o rzeczach o których nie ma absolutnego pojęcia, skąpego wujaszka z odrobinkę za dużym brzuchem czy też uchodzącego za wzór wszelkich cnót kuzyna, który w rzeczywistości przypomina raczej diabła. Cóż, w każdej rodzinie znajdzie się jakaś czarna owca, zawsze możemy jednak liczyć na przyjaciół spoza jej grona, których sami sobie wybieramy. Sytuacja komplikuje się w chwili, w której grono znanych nam ludzi ogranicza się jedynie do krewnych...
Danny jest nastoletnim psotnikiem, który od najmłodszych lat wychowuje się w starym domu zamieszkałym przez liczne grono swoich ciotek, wujków i kuzynów. Chłopiec nie może jednak oczekiwać od nich miłości, zrozumienie czy choćby najmniejszych oznak sympatii. Danny od małego dostrzegał, ze różni się od swoich bliskich. Podczas gdy reszta doskonali swe zdolności, on martwi się, że nigdy nie odnajdzie własnego talentu i na zawsze pozostanie drekką. Brak umiejętności magicznych i rozwianie pokładanych w nim nadziei sprowadziły na Danny'ego gniew całego klanu i nałożyły piętno samotnika. Ucieczka do świata suszłaków wydaje się być jedyną szansą na szczęście dla chłopca.
Rodzina Northów, z której wywodzi się Danny to potężny klan magów przebywający na wygnaniu w świecie suszłaków. Żyją oni na odludziu, w górach północnej Wirginii, z dala od innych ludzi. Z innymi klanami łączy ich kruchy rozejm, w chwili gdy na świat przychodzi Dan widmo wojny po raz kolejny zawisa nad magami. Danny jest bowiem pierwszym od tysiąca lat magiem wrót, który jako jedyny może umożliwić rodzinie Northów i jej wrogom wymarzony powrót do wspólnej ojczyzny, świata Westil. Chłopiec żyje jednak nieświadomy swojej siły, a to może doprowadzić jego i całą rodzinę Northów do katastrofy…
Mam słabość do literatury wydawanej przed wydawnictwo Prószyński i S-ka. Magnetyczne, przykuwające wzrok okładki; różnorodność tematyczna wydawanych tytułów, intrygujące opisy, a wreszcie fakt, że jak do tej pory chyba żadna z powieści mnie nie zwiodła. Owszem, jedne z nich okazały się lepsze, inne nieco gorsze, ale w każdej znalazło się choćby nikłe światełko świadczące na korzyść lektury. "Zaginione wrota" nie do końca wpisywały się w kanon powieści, po które sięgam z największą chęcią, mimo to gdzieś podskórnie czułam, że i tym razem wydawnictwo mnie nie zawiedzie i czas przeznaczony na lekturę, nie będzie czasem zmarnowanym.
Magia w powieściach fantastycznych nie zawsze odgrywa pierwsze skrzypce, Orson Scott Card poświęca jej jednak sporo uwagi - i chwała mu za to! Amerykański autor kreuje świat, w którym nie znajdziemy ani wampirów, ani wilkołaków ani innych stworzeń paranormalnych, powracamy do zapomnianego ostatnio wątku magów i przesiąkniętego magią świata, który istnieje równolegle do tego w którym żyjemy. Orson Scott Card sięga jednak dalej łącząc ową rzeczywistości z archaicznymi czasami ludzkości i wplatając w fabułę powieści elementy z mitologii greckiej, rzymskiej, słowiańskiej czy skandynawskiej nadając im jednak nieco innego wydźwięku.
Przyznaję, że raczej niechętnie sięgam po powieści, których bohaterowie są bardzo młodzi (co w moim odczuciu oznacza, że pozostają młodsi ode mnie). Przy lekturze "Zaginionych wrót" zupełnie jednak nie przeszkadzał mi wiek głównego bohatera gdyż prawdę powiedziawszy w ogóle go nie odczułam. Ten nonszalancki, zadufany w sobie i pozbawiony zahamowań nastolatek z miejsca zaskarbił sobie moją sympatię. Owszem, niektóre figle i psoty Dana wzbudziły mój niesmak, ale w większości wypadków wywołały jedynie szeroki uśmiech na twarzy i wspomnienie lat dzieciństwa.
Powieść napisana jest prostym i zrozumiałym dla każdego czytelnika językiem, a styl pana Carda jest przyjemny w odbiorze. Głównym atutem "Zaginionych wrót" bezapelacyjnie pozostaje humor przejawiający się nie tylko w dialogach, ale również wydarzeniach, w których bierze udział główny bohater. Jest to o tyle zaskakujące, iż sytuacja w jakiej się znajduje Danny zdecydowanie odbiega od sytuacji, które wzbudzają śmiech i rozbawienie. Chwile radości przeplatają się więc z nostalgią, a niekiedy i dramaturgią, serwując czytelnikowi istną emocjonalną ucztę.
"Zaginione wrota" to historia o dorastaniu i poszukiwaniu samego siebie, a także w pewnym sensie akceptacji swej "inności". Orson Scott Card łączy wątki fantastyczne z problematyką życia codziennego; mówi o rzeczach nostalgicznych, a niekiedy trudnych i zmusza równocześnie czytelnika do śmiechu. Stosuje przy tym prosty i przyjemny w odbiorze język, który zdecydowanie umila chwile spędzone nad lekturą. "Zaginione wrota" nie są lekturą dla każdego, ale nie są również tytułem dla wybrańców. Wielbicielom fantastyki, przygód czy dobrego humoru zdecydowanie nie łatwo przyjdzie oderwanie się do lektury i to dlatego im nową powieść pana Carda polecam w szczególności.