Dwie zantagonizowane rasy, płomienne uczucie miłości, ślepa zemsta, poświęcenie oraz zazdrość. Wszystko to znajdziemy w trzeciej części cyklu "Zmierzch". Kto jeszcze nie wie, o czym mówię, już wyjaśniam. Oto przed Wami kolejna część miłosno-wampirycznej układanki autorstwa Stephenie Myer, która typowana jest jako następca "Harry’ego Potera".
Seattle nawiedza fala brutalnych morderstw. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nikt nie jest w stanie wskazać sprawcy tych zdarzeń. Tymczasem Victoria, wampirzyca znana z poprzednich części cyklu, nie zamierza odpuścić Belli, szykując dla niej niezbyt miłą niespodziankę. Jakby tego wszystkiego było mało, nastoletnia Bella coraz bardziej miota się między płomiennym uczuciem do wampira Edwarda, a muskularnym Jake’iem, wilkołakiem.
Trzecia część cyklu wampiryczno-romansowego Stephenie Meyer jest równie infantylna i przewidywalna, co jej poprzedniczki. Tym razem autorka idzie ostro za ciosem, serwując nam istne love story, z nadchodzącym niebezpieczeństwem w tle. Trójkąt miłosny Bella-Edward-Jake zaczyna tu świecić blaskiem, którego nawet się nie spodziewałem. Swoją drogą, wybór między wilkołakiem a wampirem chyba już sam w sobie jest trudny.
W zasadzie "Zaćmienie" trzyma poziom dwóch poprzednich części. Co to znaczy? Ano to, że sporo tutaj młodzieżowego klimatu, miłosnych rozterek oraz wampiryzmu w wersji emo. Bez znajomości "Zmierzchu" i "Księżycu w nowiu" nie polecam sięgać po trzecią odsłonę cyklu, bo wydarzenia się tu rozgrywające są ściśle powiązane z tymi z poprzednich książek. Meyer nie można pod tym względem odmówić konsekwencji, bo cały cykl skonstruowany jest w podobny sposób, a bohaterowie, którzy nawet na chwilę wychylają głowę, potrafią bez żenady pomachać do nas ręką w następnych częściach. Tak jest również i tutaj. Co ciekawe, "Zaćmienie" miało być początkowo powieścią, zamykającą historię Belli i Edwarda. Jak się zapewne domyślacie, stało się inaczej (ach, ten marketing!).
Ci, którzy czytali "Zmierzch", żadnej nowej jakości nie odkryją w "Zaćmieniu". Jedną z cech cyklu jest właśnie to, że tak naprawdę wszystkie książki są do siebie bliźniaczo podobne. Zupełnie jakby pani Meyer zawzięła się w duchu i za jednym razem natrzaskała materiału na cztery powieści. Mnie jednak średnio przekonują zachowania bohaterów, wyssane rodem z cukierkowatych seriali dla młodzieży. Życie ma więcej kolorów, a nie tylko czerń i biel. Na pewno jednak znajdą się miłośnicy literatury, którzy lubią pewne literackie uproszczenia i chętnie zanurzą głowę w jeziorze historii Belli i Edwarda. W kategorii czytadła "Zaćmienie" można spokojnie wciągnąć na listę lektur do przeczytania. Bo mimo wspomnianych wad, historia trójkąta miłosnego człowiek-wampir-wilkołak jest tak nietypowa i zwariowana, że nietrudno się w niej zadłużyć. Jeśli jednak ktoś chce czegoś więcej, radzę przemyśleć ten wybór. W "Zaćmieniu" zabrakło mi również rozwinięcia wątku nowonarodzonych wampirów. W duchu liczyłem na bardziej wnikliwy opis, tymczasem temat ten potraktowano marginalnie. Za to sporo dzieje się w sferze uczuciowej. Przekładając kolejne strony powieści Stephenie Meyer, niemal czuć buzujące hormony młodych bohaterów.
Patrząc na przetaczające się burze przez internetowe fora dyskusyjne, jestem świadom, że "Zaćmienie" chyba dość skutecznie podzieliło miłośników literatury popularnej na dwa obozy: jedni oddaliby życie za historię stworzoną ręką pani Meyer, drudzy natomiast na słowo "Zmierzch" prychają ze wzgardą. Ja będę się jednak trzymał starej, a przy tym wielce szanownej zasady, że o gustach się nie dyskutuje.
Kto ma ochotę na kontynuowanie romansu z literaturą Stephenie Meyer, chyba dobrze wie, co robi. Pozostałych czytelników, którzy jeszcze nie mieli okazji zakosztować historii Belli oraz Edwarda, odsyłam do dwóch pierwszych części cyklu, czyli "Zmierzchu" oraz "Księżycu w nowiu". W innej kolejności nie warto czytać.