Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania powieści Sebastiana Sadleja, nie mogłam się powstrzymać i natychmiastowo się zgodziłam. Po przeczytaniu opisu tej książki doszłam do wniosku, że jest to tytuł, który po prostu chcę poznać bliżej i to jak najszybciej. Przychodzę więc dzisiaj z moją opinią na temat tego tytułu — czy zasługuje on na wysoką ocenę? Ciekawskich zapraszam do recenzji poniżej.
Kiedy za oknem trwa największa zamieć, w pewnej górskiej chatce czas spędza kilka osób — starsza kobieta, bezdomny mężczyzna, prawdziwy biznesmen i bandzior. Żadne z nich nie wie, że już zaraz, za moment wszyscy będą martwi, a ich ciała zostaną odnalezione przez przypadkowych ludzi, w związku z czym ruszy śledztwo. Jakiś czas później polska himalaistka, Alicja Kandora przyjeżdża do Międzygórza, by dowiedzieć się, dlaczego zginęła jej matka. Czy wersja o samobójstwie jest prawdopodobna? Alicja postanawia na własną rękę odkryć prawdę o jej śmierci, ale nie wie, że nie wszyscy w miasteczku, chcą, by wyszła ona na jaw...
Zasiadając do lektury tej powieści, nastawiłam się po prostu na dobrą rozrywkę i przede wszystkim powieść kryminalną, która być może wciągnie mnie na długie godziny i nie pozwoli o sobie zapomnieć. No cóż, z pewnego rodzaju przykrością stwierdziłam, że nie do końca tak się stało, aczkolwiek nie oznacza to, że sama książka jest zła.
Główną bohaterką jest tutaj Alicja, z którą miałam mały problem. Z jednej strony widziałam, że autor włożył trochę pracy w jej kreację, ale z drugiej nie potrafiłam się z nią w żaden sposób zżyć, jak zdarza mi się to zazwyczaj przy okazji lektury jakiejkolwiek beletrystyki. Nie wiem sama, dlaczego tak się zadziało — jakoś nie poczułam do niej szczególnej sympatii, a co za tym idzie, nie zdołałam aż tak wczuć się w jej sytuację, na czym oczywiście ucierpiał mój odbiór całej powieści.
Na plus jednak muszę zaliczyć górski klimat, jaki udało się autorowi oddać w stu procentach. Ten mrok, czające się gdzieś niebezpieczeństwo i taka niepewność tego, co czeka na nas za kolejnym zakrętem czy szczytem – nie mogę odmówić tej książce tego, że udało jej się mnie pod tym względem oczarować.
Sebastian Sadlej ma dobre pióro i widać, że wie, jak się nim posługiwać. Budowanie narracji, kreacja bohaterów czy wprowadzanie kolejnych zwrotów akcji raczej nie sprawia mu problemów, choć samo przedstawienie głównej bohaterki mogło wyglądać ciut inaczej (niewykluczone, że to tylko moje subiektywne odczucia). Myślę, że jest to tego typu powieść, która może przypaść do gustu, tym którzy cenią historie, w których dużo jest wątków bardziej obyczajowych i psychologicznych, niż tych rzeczywiście kryminalnych lub thrillerowych.
Za szczytem to książka, co do której miałam pewne oczekiwania, które nie do końca zostały spełnione. Jednak nie uważam, że jest to słaba książka — wręcz przeciwnie. Jej lektura upłynęła mi dość szybko i na swój sposób przyjemnie. Doceniam również fakt, że akcja dzieje się w moim regionie, także samo to daje mi już pewną satysfakcję. Jeżeli poszukujecie książki do pochłonięcia w jeden wieczór, a która sprawi, że nie spojrzycie na góry tak samo, jak wcześniej, to być może jest to powieść dla Was.