" Wiele lat temu na południu cesarstwa szalała zaraza. Ludzie powaleni chorobą trzęśli się od dreszczy,majaczyli nieprzytomnie i po kilku dniach tej męczarni -marli. Nikt nie wiedział jakim sposobem owo nieszczęście się szerzy. Wkrótce całe południe kraju płonęło w śmiertelnej gorączce i nie było ani jednej osady wolnej od pomoru. Wtedy to kilka mądrych kobiet,które znały się na doglądaniu chorych,porzuciło na czas zarazy swoje rodziny i zaczęło wędrować od wioski do wioski,żeby za pomocą ziół,eliksirów i umiejętnych zabiegów ratować ludzi od śmierci. I ku zdumieniu tych,co stracili już nadzieję,trud tych kobiet nie szedł na marne. Wielu ocaliły od zgonu,innym przyniosły przynajmniej ulgę w męczarniach i konanie uczyniły lżejszym. Toteż wkrótce wieść o nich zaczęła się krzewić po całym południu i w każdej wiosce pokaranej morem wyglądano ich jak wybawicielek. Zgromadzenie uzdrawiaczek okrzepło,umocniło się i tak się wpasowało w bytowanie całego państwa,że już nikt nie umiał sobie przedstawić aby go nie było. I trwało tak długie lata,do czasu,aż po cesarzu Wyszegu wstąpił na tron Nadbor, jego syn."
" Uzdrawiaczki" powieść dość obszerna licząca ponad 700 stron napisana została w przemyślany i klarowny sposób. Książka zawiera informację na temat ziół i sposobu leczenia w stylizowanym na średniowiecze czasach. Zgromadzenie uzdrawiaczek za rządów cesarza Wyszega, dorobiło się całkiem sporej liczby udogodnień i praw. Za sprawą swego poświęcenia na rzecz chorych osób. Werbowano do zgromadzenia co rusz nowe członkinie w osobach nastoletnich i mniejszych dziewczynek,których rodziny oddawały je na naukę do światłego zgromadzenia. Przez długie lata gildia uzdrawiaczek krzewiła się i rozrastała ,zaopatrywała się w zioła i spisywała swą wiedzę w księgach dla potomnych. Tłuste lata dla uzdrawiających skończyły się wraz z objęciem rządów przez syna cesarza Wyszega, Nadbora. Ów nowy cesarz cieszył się nieszczególną sławą wśród poddanych. Był znany z rojeń na temat rzekomych knowań zapoczątkowanych przez chłopstwo by obalić jego rządy. Ponadto cesarz nakładał na poddanych coraz to nowe podatki i daniny. Jego poborcy z każdą porą roku doszczętnie grabili wsie i osady z jadła,zwierzyny i innych rzeczy mających zadowolić cesarza i spłacić należny podatek. Biedni ludzie ograbieni i z trudem dożywający dnia kolejnej daniny zaczęli się buntować. Cesarz wytoczył przeciwko nim swoje wojska, a uzdrawiaczki tropił latami by do szczętu je zgładzić.
Pierwsza lektura ze zbioru Pani Marty Stefaniak cieszyła me oko i czytelnicze serce do momentu ukończenia pierwszej,może drugiej części. Jak na moje oko w książce poświęconej uzdrawianiu za mało w niej uzdrawiania, natomiast dużo przemocy i okrucieństwa ze strony władcy, która nużyła mnie strasznie i przedłużała akcję. Długie rozdziały z początku sprawiały,że czyta się szybko,a właściwie błyskawicznie,bo ze stu stron nagle skacze się na dwieście i dawały takie uczucie przez jakiś czas. W miarę jak akcja się rozwijała powieść zaczęła mnie nudzić i wyczekiwałam z niecierpliwością jej końca. Koniec jednak nie wynagradza czasu na przebrnięcie przez ten cały motyw. Okazał się niestety całkiem przewidywalny i prosty jak budowa cepa. Po opisie zamieszczonym na odwrocie można spodziewać się dużo więcej. Niestety. Nie tym razem.