Czy lubicie ludzi którzy nie potrafią docenić niczego co znajduje się wokół nich? Ja nie bardzo. I staram się ich unikać za wszelką cenę. A gdy staną mimo to na mojej drodze, szybko przekonują się, że są rzeczy gorsze niż śmierć (żart). Mimo moich uprzedzeń, początkowo miałem odrobinę sympatii dla głównego bohatera książki pod tytułem „Karmiciel wron”. Ów Mikołaj (zastanawiam się, czy stanowi celowe przeciwieństwo świętego Mikołaja?), zdawał mi się człowiekiem lekko zagubionym w swym intelektualnym stuporze. Jego uwagi na temat świata, siebie samego, początkowo trąciły pewnym świeżym, ożywczym polotem kogoś, kto ma dystans do siebie i całego świata. Jednak wraz z zagłębianiem się w dalsze stronice książki, mój podziw i odrobina szacunku, zaczęła pryskać niczym mydlana bańka. A gdy prysła, pozostał niesmak, że jednak takich ludzi sporo wędruje po chodnikach naszych miast i wiosek.
To nie tak, że książka jest ciężka czy nudna. Jest wręcz przeciwnie. Jednak ciężki charakter skrytego mizogina, którym niewątpliwie był Mikołaj, na dłuższą metę odstrasza. Nie podobały mi się uwagi dotyczące kondycji fizycznej i intelektualnej kobiet. Tak, sam lubię spoglądać na kobiety, i sprawia mi to ogromną przyjemność, gdyż w każdej jest coś, co można pokochać. W każdej jest coś, co fascynuje, co sprawia, że jest wyjątkowa. Jednak mikołajowe ocenianie kobiet po ich wadach, szufladkowanie ich w jakieś wyimaginowane szablony, jest głupie, bezcelowe. Aby kogoś ocenić, trzeba go poznać, zrozumieć. Zaś nasz bohater traktuje kobiety tylko poprzez pryzmat ich wyglądu, wad, które niweczą w jego oczach ich wartość jako człowieka. Mikołaj od razu założył, że wszystkie niewiasty są głupie, że nie dorastają mu do pięt w rozeznaniu i smakowaniu świata. Podziwia w nich tylko pewne intymne części ciała, których chciałby dotknąć, ale nawet i tego nie robi. No cóż, jest swego rodzaju dewiantem, zapatrzonym w swój wyimaginowany świat, w rzeczywistość własnego cierpienia. Nic go nie zadowala, wszyscy mu przeszkadzają, do wszystkich ma ogromny dystans. Momentami ma się wrażenie, że żałuje swego istnienia, ale nie ma odwagi go zakończyć, bo kocha obrażać – wprawdzie tylko w myślach – innych. Opisywanie, przeinaczanie innych ludzi, zwłaszcza kobiet, jest jego rozrywką, sensem istnienia, któremu oddaje się z pasją fanatyka. Czy da się lubić kogoś takiego, kto widzi drzazgi w oczach innych, a swoją belką obrzuca innych?
Co do samej kreacji literackiej muszę przyznać, że Autor dopiął swego starania, i w idealny sposób oddał sposób bycia tego pokroju ludzi. Zazwyczaj nie piszę o polityce, ale kilka osób z naszej areny politycznej pasuje do tego obrazu jak ulał. Ciekawe czy byli oni natchnieniem dla Autora? Ale wróćmy do książki. Język literacki jest piękny. W książce znalazłem wiele ciekawych porównań i parafraz, które dają do myślenia, nadając lekturze swoisty urok. Do pewnego momentu przemyślenia głównego bohatera były nawet zabawne, ale później, gdy zdałem sobie sprawę, że jest po prostu zwykłym, skończonym dupkiem, cały czar prysł. I nie zmieniło tego nawet zakończenie, choć przyznam, że się nie spodziewałem takiego zakończenia akcji. A rzadko się zdarza, żebym nie przewidział końca…
Czy polecam? Tak, pomimo wad którymi trąci od Mikołaja. Lektura jest przyjemna, książkę czyta się szybko, fabuła wciąga pomimo wszędobylskiej złośliwości bohatera. Kreacja Autora pomaga zrozumieć jak ciężki los jest dolą tych, którzy sami sobie czynią piekło w głowie i innym w życiu. To była fajna przygoda mimo wszystko. Jeśli chcecie przeczytać coś nieoczywistego, gorąco zapraszam.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.