Kiedy człowiek dużo czyta zaczyna mimowolnie dzielić książki na dwie kategorie – na książki o których zapomni i do których (prawdopodobnie) nie wróci, i na książki, które wyryją się w jego sercu, mózgu i duszy, i do których co jakiś czas wracać będzie po to, żeby znowu zachwycić się kunsztem pisarskim, sposobem prowadzenia fabuły, kreacją postaci czy żeby odkryć coś nowego, coś co pominął podczas poprzedniej lektury.
Szczerze przyznam, że niewiele mam książek w tej drugiej kategorii. Ale ,,Nie przed zachodem słońca'' właśnie do niej zaliczam.
Przyznam też, że gdyby nie koleżanka @LetMeRead to po książkę Johanny Sinislao pewnie bym nie sięgnęła. Bo hej, czemu miałbym się interesować znajomością człowieka i trolla? To plot twist, który może się kojarzyć z Grinchem albo z jakąś sympatyczną kreskówką Disneya, a nie z czymś dojrzałym.
Nic bardziej mylnego.
,,W tych rzadkich chwilach, kiedy się rusza, jest żwawy niczym żywe srebro. Mam wrażenie, że kpi sobie z siły ciążenia, stosunek siły jego mięśni do rozmiarów ciała jest oszałamiający. Porusza się płynnie jak oliwa, jak jedwab.
W jego oczach szaleją nocne pożogi lasu.''
Styl Johanny Sinislao jest prawdziwie hipnotyzujący. W jakiś przedziwny i piękny sposób łączy w sobie skandynawską oszczędność z absolutną poezją. To zdania, które zachwycają, jak ,,nocne pożogi lasu'' cytowane powyżej. To zdania, które czyta się szybko, połyka się je – jedno za drugim, i kolejne, kolejne – których rytm się łapie i który chwyta czytelnika w swoje szpony i nie puszcza, nie puszcza aż do samego końca.
To historia, która zaczyna się od tąpnięcia – odrzucenia, potencjalnego zawodu miłosnego, którego doznał bohater prawdziwie piękny i niesamowicie utalentowany, Mikael Hartikainen. Anioł, którego pożąda niezliczona ilość osób – jedni dla jego ciała, inni dla jego fotografii. Anioł, który jest wyjątkowo niestały w swoich uczuciach, kapryśny, ale przy tym też bardzo zorientowany na zdobycie swojego wybranka, Marttiego. Może nie za wszelką cenę, ale jednak.
Martti z kolei nie potrafi sobie poradzić z samym sobą. Jest wspaniałym cynicznym skurwysynem, ale jednocześnie ma w sobie wiele strachu i odrazy do samego siebie. Jest niepewny, nie rozumie swoich uczuć i w ogóle się do nich nie przyznaje.
Anioła obserwuje z daleka Ecke – młodzieniec beznadziejnie zakochany w tym jasnowłosym bóstwie. I jest jeszcze weterynarz Jori Pajali zwany Spidermanem, były Mikaela. Tak naprawdę to z nim poczułam najbliższą więź i to jemu najbardziej w całej historii współczułam.
Jest też Palomita, sąsiadka Mikaela – dziewczyna, która padła ofiarą handlu ludźmi, która została sprzedana i wysłana na drugi koniec świata. I która właśnie dzięki znajomości z Aniołem znajduje w sobie dość siły i samozaparcia, żeby podjąć rozpaczliwą próbę opuszczenia domu w którym się znalazła i mężczyzny, który ją bezlitośnie wykorzystywał.
Losy tych bohaterów splatają się i mieszają się ze sobą, ale wszystko tak naprawdę kręci się dookoła małego trolla, Pesika, którego Anioł uratował i zabrał do swojego mieszkania.
Trolle Johany Sinislao nie są stworzeniami ani szczególnie sympatycznymi, ani szczególnie odrażającymi. Mają status zwierząt i jako takie są przez ludzi postrzegane. Chociaż są dla nich bardziej mitami, legendami, podaniami ludowymi niż prawdziwymi istotami z krwi i kości. A jednak istnieją i pojawiają się coraz bliżej ludzkich siedzib.
Dlaczego?
,,Nie przed zachodem słońca'' to opowieść o poświęceniu, fascynacji, miłości i pożądaniu. To historia triumfu człowieka i niepewnego miejsca na podium dominujących gatunków, które zajmuje. To historia mówiąca o tym w jaki sposób kształtuje się i kształtowała się nasza więź z przyrodą, to opowieść o konsekwencji tego, co robimy ze światem. Ale nie takiej konsekwencji, jak w filmach katastroficznych, nie konsekwencji widowiskowej i spektakularnej, dziejącej się w jednej chwili wprost na naszych oczach. Nie. To konsekwencja ukryta, pełzająca, konsekwencja która pojawia się cicho i niepostrzeżenie, ale nie jest przez to wcale mniej groźna.
To książka, którą pochłaniałam z prawdziwą fascynacją, co zdarza mi się niestety coraz rzadziej. To historia, która wywoływała u mnie przyspieszone bicie serca i prawdziwy, niekłamany niepokój o losy bohaterów. Wreszcie, to książka, którą musiałam na chwilę odłożyć, gdyż w pewnym momencie pojawiło się u mnie tak silne przekonanie, że całość nie może skończyć się dobrze.
Ale tego, czy miałam rację, musicie dowiedzieć się już sami.