To moje pierwsze spotkanie z twórczością Rafała Wałęki i czuje się trochę... wstrząśnięta niezmieszana. Jak drink James'a Bond'a.
Głównym bohaterem książki, który prowadzi nas przez kolejne jej strony, jest Tymon Dantej. Pisarz - tak o sobie myśli. Niestety dręczy go niemoc twórcza i stał się "niepiszącym pisarzem", który chadza na pogrzeby nieznanych osób. W akcie tworzenia kolejnej powieści przeszkadza mu także alkoholizm oraz użalanie się nad sobą i swoim losem. Roztrząsa przeszłość - nieudane małżeństwo, brak własnych sukcesów... i sukcesy żony, która jest poczytną pisarką kryminałów. Aby uciszyć smutną rzeczywistość sięga po alkohol i narkotyki, spirala uzależnienia sama się nakręca.
Osobą, z którą Dantej utrzymuje kontakt i która go wspiera jest jego przyjaciel i agent w jednej osobie. To on zajmuje się promocją książki (czasami dość kontrowersyjnymi sposobami) i to on razem z Tymonem imprezuje na mieście.
W opowieściach Tymona panuje chaos. Relacje z jego życia mieszają się ze snami oraz z historiami "sprzedawanymi" pani doktor Hannie. Terapie zafundowała mu żona, jako ostatnią deskę ratunku ich relacji. Ich związek jest zagmatwany, pełen uczuć, przywiązania, żalu i odrobiny zazdrości. Choć mają problemy, ta relacja jest trudna, to nadal coś ich do siebie ciągnie. Choć sami nie wiedzą czy to miłość czy...
Akcja książki robi się jaśniejsza i ciekawsza w momencie, gdy nasz bohater postanawia sprawdzić czy jedno z jego urojeń jest rzeczywistością czy tylko snem. Tymon Dantej wyjeżdża do Kuźni Raciborskiej by sprawdzić czy prowadząc samochód pod wpływem alkoholu nie zabił przypadkowego przechodnia.
Przyznam szczerze, że książka mnie przytłoczyła. Chaos w myślach oraz zatarcie pomiędzy rzeczywistością a snem utrudniał wejście w historię. Nic nie wyjaśniał a zaciemniał obraz i opisanej historii i stanu psychicznego naszego bohatera. Choć cenię sobie znajomość literatury klasycznej, to w pierwszej części książki (opolsko-wrocławskiej) jest za dużo nachalnych nawiązań, przysłów. Autor mruga okiem do czytelnika (i to jest plus), jednak ilość tych mrugnięć i nawiązań jest męcząca. Mimo ciekawych zabiegów pisarskich czułam się przygnieciona ilością pomysłów, które jednorazowo chciał wykorzystać autor.
Książka stała się dla mnie interesująca i bardziej przystępna, gdy autor wysłał swego bohatera do Kuźni Raciborskiej, by przekierował swe siły z narzekania na działanie. Tu pojawiają się ciekawsze postacie (między innymi leśniczy), wątki są bardziej spójne. Czyta się dużo lepiej.
Publikacja mnie zmęczyła, przytłoczyła. Wątek z opolskimi perypetiami bohatera czytałam trzy dni, choć powieści dwustustronicowe w drodze do pracy. Dałam jednak książce szanse i... czym dalej w las tym lepiej ;)
Dziękuję też autorowi za pdf'y powieści. Obu, bo przede mną jeszcze część druga.
Plusy:
- gry słowne
- nawiązanie do literatury klasycznej (patrz Dante-j)
- przeplatanie planów akcji
- psychologiczny obraz zmagań twórczych
Minusy:
- zbyt liczne wplatanie przysłów
- chaos w przeplataniu jawy i snu
- bohater, który jest bardziej antybohaterem, gdyż wzbudza negatywne uczucia; jest męczący
- obłęd bohatera nie jest napędzający względem akcji i naszego samopoczucia jako czytelników