„Stroiciel” Daniela Masona skusił mnie obietnicą egzotycznej podróży w głąb ogarniętej konfliktem XIX wiecznej Birmy. Uwiódł fabułą tak różną od tych, do których przyzwyczaiłam swoją wyobraźnię. Pragnęłam czegoś innego, czegoś co mnie zachwyci, czegoś co osiądzie mi w duszy grubą warstwą i nie da się tak łatwo zastąpić czymś innymi.
Czy to dostałam? Czy „Stroiciel” spełnił moje, dodajmy wyjątkowo niemałe tym razem, oczekiwania? Tego dowiecie się z poniższych kilku zdań.
Jeśli lubicie czytać ebooki, powieść jest dostępna także w formie elektronicznej. Między innymi na Legimi :).
***
„Przyjazd tutaj stworzył w mojej duszy dziwną pustkę, o której nie wiedziałem, że ją w sobie noszę, i nie wiem, czy wyprawa do dżungli wypełni ją, czy pogłębi.”
***
Edgar Drake, londyński stroiciel fortepianów otrzymuje od armii niecodzienną i dość nieoczekiwaną propozycję nastrojenia instrumentu należącego do majora Anthony’ego Carrolla. Problem polega na tym, że aby wykonać zadanie Drake musi wybrać się w długą podróż do dalekiej i egzotycznej Birmy.
Kiedy tam dociera oszałamia go nowy, nieznany dotąd świat, razem z jego odmienną kulturą i przyrodą. Ta podróż zmienia Edgara, a ścieżka, na którą wkracza wiedzie go nie tylko ku nieznanemu i tajemniczemu, lecz także w objęcia niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwa, którego tak do końca nie był świadom opuszczając ojczyznę i ukochaną żonę.
***
Najpierw zachwycił mnie język: bogaty, momentami poetycki, adekwatny do epoki, przez co odnosiłam wrażenie, że nie pisał tego współczesny autor i jeszcze bardziej wczułam się w klimat.
Potem zachwyciła mnie atmosfera: w przypadku Londynu dość ciężka, mglista, taka… typowo londyńska, później bardziej egzotyczna, pełna barw, dźwięków i czegoś niepokojącego, co niczym mgiełka unosiła się w powietrzu.
Na końcu zaś oczarowało mnie niespieszne tempo narracji. W przypadku tej powieści należy dostroić się do tego, wczuć w narzucony przez autora rytm, dać się ponieść tej historii. W przeciwnym razie wiele można stracić, a już na pewno nie będzie dane w pełni zrozumieć Edgara Drake’a i poczuć klimat.
***
„Między doktorem a mną są także inne podobieństwa (…). Nasze profesje są pokrewne na wiele sposobów, a nas łączy to, że przekraczamy granice klas społecznych (…). Edgar zastanawiał się co, to oznacza dla doktora, gdyż sam przekonał się bardzo wcześnie, iż być potrzebnym to nie to samo co być akceptowanym.”
***
Doskonała i niezwykle głęboka kreacja stroiciela dopełnia całości. To postać doskonale napisana. Wycofany, lakoniczny, oszczędny w słowach, na wskroś uprzejmy, lecz z bogactwem przeżyć wewnętrznych oddanych z prawdziwym kunsztem literackim.
Nie mniej ważną postacią jest tajemniczy, przez jednych znienawidzony, przez innych uwielbiany major Carroll, o którym krążą legendy. Którego Drake poznaje poprzez opowieści napotkanych ludzi, który jawi się niejako postać mistyczna, potrafiąca dokonać rzeczy niemożliwych. Tolerowany przez zwierzchników, gdyż nad wyraz dobrze sprawuje się na swoim posterunku.
Przez połowę książki postać widmowa, której obraz tworzymy sobie wespół ze stroicielem, lecz którego tak naprawdę nie znamy, a którego spotkania wyczekujemy. Ja wyczekiwałam nie mniej niż Edgar.
***
Podczas lektury „Stroiciela” zadziałała magia doskonałego stylu. Byłam tam, widziałam, czułam i smakowałam, przeżywałam emocje. Zarówno Londyn, jak i Birmę Daniel Mason opisał niezwykle sensualnie, oddając klimat i atmosferę przedstawianych miejsc. Przy tym należy nadmienić, że akcja powieści osadzona jest w rzeczywistych realiach, a autor wyśmienicie się do tego przygotował.
Jak dla mnie „Stroiciel” jest majstersztykiem literatury w każdym aspekcie: opisów, klimatu, głębi psychologicznej postaci (tutaj, bez wątpienia nie bez znaczenia jest fakt, iż autor jest psychiatrą), narracji.
Powieść liczy sobie niecałe 400 stron i choć to stosunkowo niewiele przeczytanie „Stroiciela” zajęło mi dość dużo czasu. Spowodowane to było częstym odrywaniem się od lektury, zupełnie jakby dawka niezwykłości tej opowieści była zbyt wielka, jakbym mimowolnie chciała dać sobie czas na wchłonięcie jej i zakorzenienie. Za każdym razem jednak, gdy ponownie brałam książkę do ręki wracałam do Edgara z ciekawością i ekscytacją.
***
„(…) Edgar poczuł się zaskoczony tym, jak nieważna zaczęła stawać się dla niego prawda. Możliwe, że bardziej niż któremukolwiek samotnemu żołnierzowi potrzebna mu była wiara w majora lekarza, którego nigdy nie spotkał.”
***
Jeżeli poszukujesz lektury warsztatowo doskonale napisanej, nie szukasz akcji kipiącej z każdej strony, za to cenisz klimat i niespieszność nurtu jakim płynie opowieść Daniela Masona zachęcam do przyjrzenia się bliżej „Stroicielowi”.
Ja z pewnością sięgnę jeszcze po inną powieść tego autora, a mianowicie „Zimowego żołnierza” i choć po zapoznaniu się z opisem tematycznie troszkę nam nie po drodze, to jednak znając już styl tego autora i mając wiedzę jak potrafi pisać i tworzyć swoich bohaterów czuję, że to jest bardzo dobra decyzja.
Czy polecam? Tak! Tak! Tak!